Niedługo po tym zmarła matka Simona. Wspomnienia przez następny rok przeleciały przez głowę Claire momentalnie, aż zatrzymał się na jednym z dni.
-Ojcze czy podać ci coś jeszcze? Potrzebujesz wody? - zapytał zaniepokojony chłopak, widząc od kilku dni osłabionego i kaszlącego mężczyznę.
-Nie potrzebuje jej, już dobrze. Chodźmy na grób matki, dzisiaj jej pierwsza rocznica śmierci.
-Dzisiaj minął dokładnie rok... Czas mi się kończy powoli...Czy jestem przygotowany na to wszystko? - pomyślał Simon.
Oboje ruszyli w stronę miejsca wyznaczonego na pochówki w tej wiosce. Szukali grobu kobiety, gdy nagle mężczyźnie zakręciło się w głowie i przewrócił się. Chłopak widząc to szybko podbiegł i pomógł mu wstać.
-Nie patrz na mnie z takim politowaniem ojcze. Zapewniam cie, nie mam już żadnej choroby. Jestem już zdrów, to było tylko ból gardła. - uśmiechnął się.
-Nie czuję się zbyt dobrze, by móc dalej cię uczyć, zresztą co to nam da... Pewnego dnia również ty zaczniesz chorować i tyle z tego będzie...
-Co? Nie rozumiem...
-Synu, nadal martwię się o ciebie. Czy wszystko w porządku? Choroba twojej matki podobnie się zaczynała - ale chłopak nic nie odpowiedział.
Będąc koło grobu matki, oboje zaczęli odprawiać tradycyjne obrzędy, które robi się podczas wizyty na miejscu pochówku bliskiej osoby. Po tym jak skończyli, siedzieli przed nim i rozmawiali. W pewnym momencie nastała chwila ciszy.
-To straszne, tyle tu nowych grobów odkąd byłem tu ostatni raz... Zresztą co się dziwić, każdy zrozumiał już dawno, że wioska niedługo zniknie. Obecnie jest nas może z dwudziestu, w tym większość osób chorych lub jak mój ojciec zaczynają odczuwać objawy choroby. Po co im było słuchać tych wszystkich szamanów gdy jeszcze żyli?Wielu z nas by się uratowało, ale uważali, że to klątwa ciąży na naszej wiosce i nie unikniemy tego... - pomyślał zrezygnowany.
-Chodź, czas wracać do domu. - powiedział pochmurnie mężczyzna.
Chłopak wstał, rozejrzał się dookoła i podążał za ojcem. Szybkie wspomnienia z kilku następnych dni przemknęły Simonowi przez umysł. Czas zatrzymał się na dniu, który za każdym razem powodował ból w nim samym. Rąbał drzewo poza wioską, ponieważ tam niegdyś pracowali drwale z wioski, więc narzędzi było pod dostatkiem. Załadował wszystko na małą, drewnianą przyczepkę i ruszył ponuro w stronę wioski.
-Zostały już pojedyncze osoby... Nie zamierzam ich opuścić i zajmę się wszystkimi z nadzieją, że zielska podawane im nieświadomie do jedzenia przedłużą ich żywot chociaż o kilka miesięcy.- rozmyślał i nim się zorientował znalazł się już na swoim terytorium.
Standardowo udał się do jednej ze starszych pań aby napalić w domu.
-Dzień dobry, przyniosłem trochę drewna na opał... - nie uzyskał żadnej odpowiedzi, więc podszedł do starszej pani.
Gdy zorientował się, że nie da się już wyczuć pulsu kobiety, łzy zebrały mu się w oczach. Stał nad nią chwilę, ale zaraz oprzytomniał i wybiegł od niej.
-Niemożliwe, czyżby to już? - wbiegał i wybiegał do domów, w których jeszcze byli lokatorzy.
Każdy z nich nie był już wśród żywych. Zawahał się, ale postanowił wejść do własnego domu. Nogi zrobiły mu się z waty widząc ojca, któremu podstawowa czynność życiowa, jaką jest oddychanie, sprawia trudność.
-Niech to, jednak to już ten czas...Jest tak samo ,,jak zawsze'' tyle, że teraz dzieje się to naprawdę. - podszedł do chorego.
Chwycił go za rękę i ze łzami w oczach uśmiechał się do niego. Gdy tylko ręka mężczyzny zsuwała się z uścisku, chłopak rozpłakał się. Cały dzień był nieobecny, ale zrobił porządny pochówek dla każdego. Siedział dość długo obok grobu matki i ojca. Dzień dobiegł końca, a następnego dnia wstał wbrew pozorom wypoczęty. Wziął torbę i zapakował niezbędne rzeczy potrzebne w podróży. Rzucił wzrokiem na miecz leżący w kącie i chwycił go. Ostatni raz spojrzał na własny dom i oddalił się. Przez kolejne 10 lat swojego życia podróżował z miejsca na miejsce, co można było wywnioskować z przebłysków wspomnień. Z czasem często przebywał w jednej z karczm na terytorium, gdzie prawo do tej ziemi posiadali ludzie. Wbrew wszystkiemu tamtejsi ludzie polubili go.
-Wiesz co Simonie? Wczoraj był tu taki jeden, który jak ty miał czarne włosy i czerwone oczy, szukał cie.
-Mnie?- zapytał zdziwiony.
- Kazałem mu przyjść dzisiaj, bo obstawiałem, że dziś przyjdziesz. Nie wiem czy to jakiś twój znajomy, ale jeśli nie chcesz się z nim spotkać radziłbym wyjść stąd jak najszybciej. Powinieneś uważać, nie wzbudził mojej sympatii. Ponadto coraz częściej bywają tu tacy jak ty, niedługo reszta ludzi zauważy to i zacznie się znów polowanie na ,,czerwonookie bestie'' takie jak ty...
-Za późno... Wyczuwam kogoś o podobnej aurze, zaraz tu wejdzie. - jego wzrok przekierował się na wejście i z zaciekawieniem spoglądał kto to będzie.
-Więc jednak postanowiłeś się ze mną spotkać? Świetnie, chodź na zewnątrz. Porozmawiamy. - powiedział mężczyzna, który na pierwszy rzut oka wyglądał jakby miał 30 lat.
Simon niechętnie wstał z miejsca i udał się za nim.
-W porządku, jesteśmy wystarczająco daleko. Jesteś taki sam jak ja dlatego chcę ci złożyć ofertę. Przyłącz się do mnie i wraz z innymi stwórzmy miejsce bezpieczne dla wszystkich czerwonookich ludzi.
-Że co proszę? - zapytał zszokowany.
-Szukałem cie już od dawna. Słyszałem wiele o tobie i sile jaką dysponujesz. Tak się składa, że szukam silnych osób, aby były gotowe na wszystko.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz... Wybacz ale czas mnie goni. - chciał się oddalić ale mężczyzna zatrzymał 25-latka.
-Zawrzyjmy układ. Jeśli ja wygram, to pójdziesz ze mną.
-Za to jeśli ja wygram, dasz mi spokój.
-Jak chcesz. Zatem przygotuj się! - oboje przygotowali się do walki.
Cały dotychczasowy film składający się ze wspomnień zatrzymał się. Dziewczyna ponownie znalazła się na górze, ale w innej części niż poprzednio.
-O co tu chodzi? -zdziwiła się.
Claire nie wiedziała o co dokładnie chodziło w tych wspomnieniach, ale była roztrzęsiona. Mimo zmiany scenerii łzy nadal jej leciały od czasu obumarcia wioski Simona.
-Claire! A więc tutaj jesteś! - usłyszała zsapany głos za sobą.
Odwróciła się od razu, gdy tylko usłyszała swoje imię. Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem.
-Czemu płaczesz? Wszystko w porządku? - sam nie zdawał sobie sprawy o co chodzi.
-Panie Simonie... Skąd pan wiedział, że te zielsko pomoże panu przetrwać epidemię?
-Co? O czym ty mówisz? -nie wiedział o czym ona do niego mówi.
-Skąd te przesądy na temat zawładnięcia epidemii nad każdym z wioski? - zaczęła iść ku mężczyźnie.
-Niemożliwe, czyżby rzeczywiście ona ,,to'' widziała?
-Dlaczego nie uwierzyli panu? Co za głupcy!
-Eh... Nie możesz darować sobie tych użalających się min?
-Niech mi pan nie mówi, że nie budzi to w panu żalu i smutku...
Mężczyzna głęboko westchnął i odpowiedział:
-Kto wie...(zamyślił się na chwilę) Zresztą zrobiło się późno, nadeszła pora kolacji. - na jego ręku pojawił się talerz ze smakołykami.
Dziewczyna spojrzała się tylko na niego i wzięła od niego talerz.
-Możesz wziąć to na wynos. Talerza nie musisz zwracać. - nagle na ziemi pojawiły się niebieskie drzwi.
Otworzyły się a mężczyzna popchnął dziewczynę w ich otchłań. Znalazła się we własnym pokoju. Wylądowała na własnym łóżku.
Foch!
OdpowiedzUsuńWygonił ją! A ja chciałam poznać odpowiedzi na te pytania!
Jak moglaś mi to zrobić
Za to kiedyś wyjawisz mi te odpowiedzi!
Zrozumiano?
Moja ciekawość nie jest zaspokojona
jak mogłaś do tego dopuścić?
No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwanie na kolejną notkę ;)
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
Niedobra ja }:-) Na pewno wyjawię te tajniki jego przeszłości :D Jak nie uda mi się tego zrobić normalnie w historii to mogę napisać jakieś dodatkowe o jego przeszłości.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tego oczekuję :)
Usuń"wbiegał i wybiegał do domów, w których jeszcze byli lokatorzy.
OdpowiedzUsuńKażdy z nich nie był już wśród żywych." - Wbiegał i wybiegał z domów [...] Żadnego z nich nie było już wśród żywych. Choć prościej by było "Przeszukawszy wioskę nie znalazł w niej nikogo przy życiu." i nie powtarzałoby ci się słowo "być".
"Nogi zrobiły mu się z waty widząc ojca, któremu podstawowa czynność życiowa, jaką jest oddychanie, sprawia trudność." - "Nogi zrobiły mu się JAK z waty" jak - słowo klucz, opcjonalnie "jakby były z waty" - ale ze słowem "były" lepiej uważać.
Hym... "miał czarne włosy i czerwone oczy" i za każdym razem tymi dwoma cechami opisujesz egzekutorów. W sumie ja tak tylk z ciekawości... Czy to jedyne rozróżniające cechy wyglądu? Kolor skóry, kształt oczu itp. nie mają znaczenia? Czy w takim razie ludzie nigdy przenigdy nie rodzili się z czarnymi włosami ?
Swoją drogą te dwie cechy są charakterystyczne dla klanu Uchicha XD.
Chyba musisz uwielbiam Naruto skoro wszystko ci się z tym kojarzy xDD
UsuńJeśli chodzi o różnice to tak - tylko kolorem włosów i oczami się różnią. Pierwsi egzekutorzy(jak widać to w tych retrospekcjach) posiadali jakieś demoniczne cechy, ale z czasem one zanikły. Co do koloru włosów, to owszem nikt nie rodził się z czarnymi włosami.
PS. Dzięki za poprawki :)