piątek, 15 maja 2015

Koniec opowiadania czyli K96 nudzi swoją paplaniną :P

  Cóż jakby tu zacząć ostatni post na tym blogu... Wszystko musi się kiedyś skończyć, a więc to opowiadanie również. Szczerze jest mi trochę dziwnie, ponieważ pisałam je około półtora roku, a tu już koniec.... Pamiętam jak na początku pisałam dla samej siebie, ponieważ chciałam gdzieś przelać to, co często sobie wyobrażam w głowie. Stosunkowo późno zaczęłam się reklamować i otwierać na innych. Otworzyłam się dzięki wsparciu najbliższych i ich entuzjazmowi przy kolejnych rozdziałach. :) Nigdy nie byłam dobra w opisywaniu tego, co myślę, ale to opowiadanie było swego rodzaju treningiem.

     W sumie powinnam to zrobić już na samym wstępie, ale coś mi nie wyszło... ;_; Serdecznie chciałabym podziękować wszystkim, którzy poświęcili swój czas na przeczytanie moich wypocin, zarówno tym, którzy aktywnie komentowali rozdziały(co bardzo motywowało do dalszych działań), ale również tych, którzy byli bardziej tajemniczy, ale za to głosowali w ankietach <3 Gdyby nie wy, pewnie mój zapał byłby o wiele mniejszy. Bardzo często ekscytowałam się nawet najmniejszymi oznakami zainteresowania jak chociażby fakt, że ktoś z was przeglądał z siedem rozdziałów pod rząd w małym odstępie czasu(często spoglądałam w statystyki).

     Przede wszystkim jestem ciekawa waszych opinii odnośnie całokształtu opowiadania. Były momenty, które was nudziły? Jakie postaci najbardziej polubiliście przez te sto rozdziałów? Gdybyście mięli okazje, chcielibyście znaleźć się w takim świecie, jaki wykreowałam? No i chyba najważniejsza sprawa... Co sądzicie o zakończeniu? Jest satysfakcjonujące? Jeśli pokusicie się odpowiedzieć na moje pytania i wyrazić swoją opinię pod tym postem, to byłabym wdzięczna. :)

    Miałam tyle rzeczy, o których chciałam napisać w tym poście, ale jak przychodzi co do czego, to zapominam. Hm... A no tak! Jeśli chodzi o zakończenie, to umyślnie zakończyłam na tym, gdy Claire ma prawo wyboru(tak wiem, Sherlock ze mnie....), ponieważ nie lubię, gdy cokolwiek kończy się konkretnym wyborem głównej postaci. Ogólnie gdyby was nie znudziła ta historia Claire, to mam pomysł na druga część, choć myślę, że kosztowałoby mnie to dużo więcej pracy, aby to zrealizować. Jeśli podjęłabym się tego, to chciałabym ukazać, co stałoby się z główną bohaterką, gdyby wybrała różne rozwiązania. Sama często zastanawiam się chociażby na filmach ,,co by było gdyby wybrał drugą opcję'' , stąd ten pomysł rozbudowanej drugiej części. Póki co muszę trochę odpocząć od tego opowiadania, ale niewykluczone, że za jakiś czas wrócę pełna werwy i zacznę drugą część lub  planowaną przeze mnie dodatkową część, odnośnie przygód Simona w tworzeniu strefy egzekutorów, jak również dlaczego został uwięziony w pieczęci przez Blaise.

    Tak sobie myślałam jakiś czas i stwierdziłam, że jeśli kogoś by to zainteresowało, mogłabym wstawić jakieś ciekawostki związane z tworzeniem tego opowiadania( a jeśli nie, to trudno w końcu tytuł posta sam mówi za siebie :P )

A zatem o to lista 6 ciekawostek:

1. Jak w każdym opowiadaniu, tak również tutaj były osoby, które miałby być/ były zapychaczami. A oto one: Alex, Matt, dziwny egzekutor w kitku, rodzina królewska, William, Lucas, Felicia oraz osoba, którą polubiło wielu z was czyli ... dum dum dum... Simon ! Z początku miał być tak po prostu i nie wdawać się w głębsze relacje z Claire.

2. Akcja z okiem Rafaela z początku nie miała mieć kontynuacji w strefie egzekutorów.

3. Wątek demonicznych zwierząt był wymyślony na poczekaniu.

4. Żebyście wiedzieli ile się głowiłam żeby jak najsprawniej wymyślić z detalami dzień 32 lutego, aby miał jakoś ręce i nogi. Moja przyjaciółka może potwierdzić, że trułam jej tym głowę, że nie mam pomysłu :P
5. Nie wiem skąd ta zależność, ale posty które pisałam, gdy nie byłam w zbyt dobrym humorze, w większości bardzo się podobają :O
6. Podczas tworzenia opowiadania często jakiś obrazek i internecie dawał mi 1000 różnych nowych pomysłów, które mogłabym użyć w ,,Kości zostały rzucone'' (z czego znaczna część została tu wtłoczona).
 
 No i koniec takiej mini listy - pewnie przypomniałabym sobie jeszcze wiele rzeczy, ale nie chce aż tak zanudzać :P


          W sumie pisanie tego bloga wkręciło mnie w tworzenie nowych, różnych historyjek. Postanowiłam kontynuować dalej pisać, mam nawet pomysł na następne opowiadanie, a właściwie na kolejne dwa xD Te, które teraz będę pisać bazuje na śnie, który jakiś czas temu mi się przyśnił :) Uprzedzam, że nie przywiązuje aż tak dużej uwagi odnośnie tego opowiadania - chciałabym żeby miał maksymalnie 25 rozdziałów. Nadal zastanawiam się od kiedy zacząć działalność tamtego bloga, ale wstępnie(i mam nadzieję, że to będzie ostateczna data) planuje od 18.05.15. Tytuł tym razem nie będzie przypadkowy jak w tym opowiadaniu, ale będzie adekwatny do tematyki czyli ,,Mistrz szachownicy''. Jak teraz o tym pomyślę, to trochę drętwo on zabrzmiał, więc aby skusić was na zajrzenie na nowego bloga, dam wam mały opis, o czym mniej więcej to będzie:

Piętnastoletnia dziewczyna wychowuje się w rodzinie biznesmenów. Prowadzi spokojne życie z rodzicami, ale pewnego dnia... Dostaje list od dziadka odnośnie bycia nową dziedziczką całej fortuny rodzinnej. Głowna bohaterka jest oburzona, ponieważ wcześniej to stanowisko sprawowała jej starsza siostra, ale z niewyjaśnionych przyczyn wszelki kontakt zniknął. Lejra doskonale zdaje sobie sprawę, że rodzina od zawsze skrywała wiele tajemnic przed nią, ale nie spodziewała się, że są magami. W rodzinnej rezydencji zamiast sielanki, zderza się z rzeczywistością, która skrywa wiele tajemnic. Właściciel całej posiadłości, a zarazem dziadek głównej bohaterki w nietypowy sposób przelewa swoją miłość do szachów. Czy Lejra odkryje tajemnicę zaginięcia siostry? Zrozumie czym są wytwory zagłębionej miłości do gry starego człowieka?

 
          Mam nadzieję, że nie brzmi to jakoś tandetnie... Ogólnie zapraszam do Cóż nie wiem co tu jeszcze napisać(znając życie, przyjdzie mi pełno pomysłów jak to opublikuję). Po prostu piszcie komentarze i do zobaczenia na nowym blogu :)


A ZATEM O TO ADRES NOWEGO BLOGA: http://mistrz-szachownicy.blogspot.com/
 

Rozdział 100 - Nocna rozmowa.

-Kurczę! Nie mogę zasnąć... Budzę się co chwilę, a na dodatek teraz zachciało mi się pić! Nie ma rady, pójdę nad ten strumyczek, który jest obok groty. - wstała i starała się bezszelestnie wyjść.
Księżyc tej nocy mocno świeci i wszystko jest tak widoczne jak za dnia. Dziewczyna zapomniała, że droga do strumyczka jest pełna kamieni. Chciała cofnąć się po buty, ale stwierdziła, że może kogoś obudzić, więc ruszyła przed siebie. Z daleka zauważyła siedzącego i wpatrującego się w dal białowłosego chłopaka.
-Myślałam, że śpi...
Chłopak nie zwrócił na dziewczynę uwagi, pomimo że stąpa głośno po kamieniach.
-Hej Leo! Więc ty też nie możesz spać? - zawołała z pewnej odległości, a chłopak dopiero oprzytomniał.
Odwrócił się do niej ze spokojem na twarzy.
-Hej. -odpowiedział.
-On ma drugie oko?! Jest strasznie dziwne, ale zarazem śliczne... - pomyślała zdziwiona, spoglądając na dość nienaturalne, fioletowe oko.
-Cieszę się, że tu jesteś. Chciałem z tobą porozmawiać na osobności, ale nie miałem okazji. Nie wiem nawet od czego zacząć... - wygląda jakby coś go trapiło.
Claire dopiero teraz zwróciła uwagę na aktualny ubiór mówcy. Nie ma już na sobie zbroi, którą miał założoną przed snem, tylko okrył się jakąś płachtą. Jedyną rzeczą, która się nie zmieniła, to zarzucony szalik zakrywający większość jego twarzy.
 -Chciałem cie przeprosić za źle postawiony osąd wobec twojej osoby...
-Słucham? - nie wiedziała, o co chodzi.
-Gdy Makaron przybiegł do mnie tego dnia, w którym ty i Klops zostaliście pojmani, byłem szczerze wkurzony na ciebie. Nie rozumiałem, jak mogłaś dopuścić do takiej sytuacji jako ich pani. Dopiero gdy lis opowiadał mi codziennie o tobie, zmieniłem nieco zdanie. Z początku sądziłem, że wyolbrzymia i stara się cie usprawiedliwić. Ostatecznie sam chciałem osądzić ciebie, przy osobistym spotkaniu. Przy naszym ognisku zrozumiałem, że nie jesteś złym człowiekiem i dbasz o moich przyjaciół. Wiem o tobie naprawdę dużo z opowiadań. Czuję się nie w porządku względem twojej osoby, więc powinnaś również wiedzieć coś o mnie. Do samego końca zastanawiałem się, czy ci powiedzieć prawdę, ale i tak widziałem, że czegoś się domyślasz. - na chwilę zamilkł - Mój wygląd jest mylący, ale jestem demonem.
-D...Demonem? - zająknęła się.
-Tak jak słyszysz. Dla sprostowania, jestem mieszańcem czterech różnych ras demonów, w tym jednej, która potrafi przybrać postać człowieka. Pewnie zastanawiasz się jak w takim razie wyglądam naprawdę. Kto wie... Sam chciałbym wiedzieć, jak przez te wszystkie lata się zmieniłem... - spojrzał ponownie zamyślony przed siebie.
-Kurcze, z kim ja tu siedzę?! To już chyba dwudziesty raz, gdy w Magicznym Lesie spotykam demona, ale pierwszy, gdy spotykam tak spokojnego i nie chcącego mnie zabić demona...
-Widzisz... Nie mogę przemienić się w swoją prawdziwą formę, tak samo jak zmienić się całkowicie w człowieka. Ciężko jest nie móc władać całą mocą, którą się posiada... Jedyne co mi zostało, to zmiana wieku ludzkiej formy. - zaczął przemieniać się w różne klasy wiekowe i wrócił do pierwotnej postaci - Kiedyś pewien pochodzenia ludzkiego, stary mężczyzna zrobił mi pewną rzecz i... Ech... Sama spójrz. -widać, że zabrakło mu słów i odsłonił płachtę, którą jest okryty oraz zdjął szal.
Chłopak jest ubrany w krótkie spodnie i bluzkę, a większość jego ciała jest pokryta dziwnymi, czarnymi znakami. Ponadto od ust odbiegają w obie strony linie zszycia, jakby wcześniej usta stanowiły większy obszar niż był im przeznaczony.
-Znaki pieczęci? -od razu pomyślała o blondynie- Może to był Carl? Pewnie się przebrał za jakiegoś staruszka i go podstępem zwabił, a potem zrobił te znaki! - dopiero zrozumiała, że powiedziała to na głos i zawstydziła się, z powodu swojego głupiego pomysłu.
-Haha, masz strasznie wybujałą wyobraźnię. - uśmiechnął się, po czym lekko zaśmiał, a dziewczyna dostrzegła, że większość zębów jest bardzo ostra.
-Nie wiem kto to mu zrobił, ale mimo wszystko wygląda naprawdę dobrze. Gdyby nie te kilka rzeczy, wyglądałby jak stuprocentowy człowiek!
-Wspomniałaś coś o Carlu. Wiesz, że znam go jeszcze z czasów, gdy należałem do plemienia w Magicznym Lesie? W skrócie mówiąc było to plemię, które gromadziło takich dziwaków jak my bądź dziwnych mieszańców. Odkąd pamiętam miał dziwne zainteresowania. Gdy ja się bawiłem, on wolał szukać nowych roślin i wypróbowywać różne rzeczy na nich. Był strasznie zamknięty w sobie i miał swój świat. Z czasem udało mi się nawiązać z nim kontakt i okazało się, że jest naprawdę miły, choć jego dzieciństwo nie należało do przyjemnych. Przez pewien czas nawet nie robił swoich chorych eksperymentów na roślinach, ale pewnego dnia zniknął na cały dzień i jak wrócił, to stał się taki, jakiego znasz teraz. Nikt nie wie, co się mu przydarzyło, choć ja wierzę, że gdzieś w środku nadal tkwi jego dobra natura.
-No nie mów... On był kiedyś miły?!! Ahahha z chęcią bym to zobaczyła! - wyobraziła sobie zamkniętego w sobie, nieśmiałego blondyna i wybuchła śmiechem.
-Wiem, że ciężko pewnie w to uwierzyć, ale tak było. Jak o tym pomyślę, to były dobre czasy, te sto lat temu.
Dziewczyna od razu spoważniała i zdziwiła się.
-Ile ty w ogóle masz lat wraz z Carlem?
-Jesteśmy w podobnym wieku. Ja mam równe dwieście, a on dwieście cztery.
Czerwonooka zaniemówiła. Siedzieli tak chwile, gdy Claire odezwała się:
-Czy wy demony dojrzewacie mentalnie szybciej niż ludzie? Macie tyle życia, że z pewnością tak musi być! Po za tym, ile wam setek lat zostało życia? Ciekawa jestem, jak to u was wygląda. - nagle ożywiła się, ale zarazem zdała sobie sprawę, że ludzkie życie jest bardzo krótkie.
-To nie tak... Nie dojrzewamy tak szybko, jak ci się wydaje. Szczerze trudno stwierdzić na jakim  ludzkim etapie mentalności jestem. Zastanawiasz się ile życia nam zostało? W przypadku Carla słyszałem o podobnych przypadkach mieszańców człowieka z tym konkretnym gatunkiem demona i przeżywali od dwustu do trzystu lat, więc obecnie pozostało mu może tyle życia, co normalnemu człowiekowi. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam pojęcia... W moim ciele płynie krew gatunku, który dożywa tysiąca lat, ale również takiego, co żyje krócej niż człowiek. Myślę, że każdy dzień może być moim ostatnim... 
-To przykre, że żyjesz, nie znając dnia ani godziny... - nastała chwila ciszy - Swoją drogą, to twoja sprawka, że w strefie egzekutorów pojawiło się tyle dziwnych stworzeń? Z pewnością były to jakieś rodzaje demonów, więc ty musisz mieć z nimi coś wspólnego.
-Jak na to wpadłaś? - po oczach widać zdziwienie.
-Nie wiem co dokładnie zrobiłeś, ale dało mi do myślenia, gdy znienacka pojawiło się przede mną ,,to coś'', co przypominało ptaka. Nie wyczuwałam wcześniej jego aury. Sam powiedziałeś, że pożyczasz mi go.
-Hmm... Bystre spostrzeżenie. W tym wypadku masz rację. Jeśli chodzi o sposób w jaki to zrobiłem... Skoro wiem jaką ty dysponujesz mocą, dobrze by było, abym ja wyjawił swoją.
-Jesteś pewien? Łatwo przychodzi ci mówienie o własnych zdolnościach.
-Nie obawiam się powiedzieć ci tego, bo nie wyglądasz na osobę, która w tym momencie wykorzystałaby tą informację przeciwko mnie. Nie czuję presji z twojej strony... Potrafię tworzyć portale na pewne odległości, najzwyczajniej stworzyłem jeden pomiędzy naszym miejscem pobytu a jego. Myślę, że teraz czuję się sprawiedliwie wobec ciebie. Chcesz, to mogę ci odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie, ale nie związane bezpośrednio ze mną.

-Kurczę, ale się rozgadał, a nie wygląda na takiego! To miłe z jego strony, że chciał być w porządku wobec mnie, tylko ciekawe co konkretnie wie o mnie, skoro opowiedział mi o tak ważnych sprawach... Makaronie, ty gaduło! Musiałeś mu bardzo dużo powiedzieć! Jest wiele rzeczy, o które chciałabym zapytać, jakie pytanie powinnam wybrać..? Skoro zna moje pupilki, to zaryzykuję. - pomyślała. 
-Więc jaka jest twoja odpowiedź?
-Nie mów mu tego, ale od dawna byłam ciekawa... Czy znasz przeszłość Klopsa? Jeśli tak, to proszę, opowiedz mi coś o nim. On tak wiele o mnie wie, ale nigdy o sobie nie chciał mi mówić, tak jakbym była dla niego obcą osobą... Jakiś czas temu spotkałam jego brata i nazwał go czarną owcą w rodzinie. Chce wiedzieć, czemu tak nieprzyjemnie wypowiadał się na temat mojego kochanego Klopsika! - powiedziała przejęta.
Chłopak zdziwił się, że zadała mu takie pytanie. Był przekonany, że będzie ono związane z Carlem lub szeroko pojętymi demonami.
-Sądziłem, że wiesz o Klopsie... Gdybym to ja założył z tobą kontrakt, z pewnością byłbym z tobą szczery. Sam do końca nie wiem, czy to co wiem jest prawdą, ale opowiem ci w skrócie. Nasz kochany pies nie był tak potulny jak teraz. Budził zgrozę wśród innych demonicznych zwierząt, ale również u niektórych gatunków demonów. Był niewiarygodnie silny i bezduszny. Nie przejmował się losem innymi, musiał mieć do tego konkretny powód. - zastanawia się co powiedzieć dalej - Wiesz, że demoniczne zwierzęta bardzo sobie cenią własną rodzinę, niezależnie od stosunków z poszczególnymi członkami? Patrząc na to, że żyją w stadach, często jeden lub dwóch członków rodziny pilnuje najmłodszych i ich terytorium, gdy pozostali wyruszają na łowy. Klops mówił, że od zawsze, gdy trafiała jego kolej pilnowania, nie przejmował się tym za bardzo i w swoim zakresie szedł na łowy, zostawiając wszystko za sobą. Gdy nadeszła jego pora pilnowania, pod jego nieobecność inne demony zaczaiły się na najmłodszych członków ich rodziny. Pisk maluchów był tak głośny, że zarówno on jak oddalona rodzina usłyszała to dobrze. W tym czasie Klops delektował się swoją, upolowaną zdobyczą, ale nie wiedząc, co się dzieje, poszedł sprawdzić wspólne terytorium. Widział tylko jak garstka demonów ucieka z połową najmłodszych członków, a druga połowa leżała martwa na ziemi. W tym samym czasie jego rodzina wróciła i zobaczyła tylko martwe zwierzęta i Klopsa we krwi wcześniejszej swojej zdobyczy. Demoniczne zwierzę, które dominowało w całej grupie, miało od jakiegoś czasu dość psa, więc zaistniała jednoznaczna sytuacja była dobrym pretekstem do wygnania go ze stada pod zarzutem kanibalizmu. Nasz przyjaciel chciał się wytłumaczyć, ale tylko pogarszał własną sytuację. - zrobił krótką przerwę w mówieniu - Myślę, że poczucie winy zjada go od środka i stąd jego troska chociażby o młodego Makarona.
-O losie... Nie spodziewałam się czegoś tak okrutnego... Nie wiem co powiedzieć... - Claire jest zszokowana.
-Skoro mogłaś zadać mi pytanie, pozwól, że też to zrobię. Nie chcę wtrącać się w twoje życie, ale ciekaw jestem. Co zamierzasz dalej zrobić? Uwolniłaś już Klopsa, więc co dalej? Zamierzasz wrócić do swojej strefy, czy żyć tu w Magicznym Lesie? 
-Co zamierzam zrobić dalej...? - chłopak widzi, że egzekutorka nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Leo wstał z miejsca, zarzucił szal i płachtę. Zrobił kilka kroków i zabrał głos:
-Późno się już zrobiło. Jestem śpiący, więc wracam do groty. Też idziesz? 
-Nie... Chcę jeszcze chwilę tutaj zostać. -odpowiedziała.
-Rozumiem. Claire, nie zadręczaj się historią Klopsa. Nie da się tego cofnąć. No i przede wszystkim nie daj mu do zrozumienia, że wiesz. Sprawisz mu tylko większy ból, przypominając to wszystko na nowo. - stał chwilę w milczeniu - I jeszcze coś... Jeśli zdecydujesz, że chcesz zostać w Magicznym Lesie... Nie mam nic przeciwko, jeśli zostaniesz ze mną. Nie mówię tego ze względu na to, że jesteś panią moich przyjaciół, ale uważam, że jesteś w porządku. Ponadto... Nigdy nikogo nie uczyłem, ale jeśli chcesz, mogę ci pomóc jak kontrolować twoją moc. Sam nie umiem tego perfekcyjnie, ale tyle wystarczy na początek. - powoli się oddalał od zamyślonej dziewczyny.
-Co ja tak właściwie chcę zrobić? Wrócić do strefy i oddać mojemu bratu oko? Gdy o tym pomyślę, tylko ta opcja siedziała mi w głowie, ale co jeśli mnie nie przyjmą? Może najpierw powinnam odszukać Starego Wilka i zemścić się wrobienie mojej rodziny w te smutne wydarzenia? Co jeśli mi się nie uda, bo okaże się, że nie żyje? Matko... O czym ja w ogóle myślę!!  Innym planem mogłoby być przygotowanie planu ucieczki dla pana Williama... - na chwilę zatrzymała się w rozmyślaniu i spojrzała na niebo, gdzie znajduję się księżyc - Samej żyć w tym lesie, albo pozwolić Leo, aby uczył mnie lepiej kontrolować moc... Kurczę, oprócz tego jest jeszcze więcej możliwości, a ja nie wiem co tak na prawdę teraz czuję... - spoglądając na odbicie w strumyku, czuła się zagubiona we własnych myślach.
Przez dłuższy czas siedziała nad nim, aż w końcu postanowiła wrócić do groty. Długo się kręciła, ale w końcu zasnęła. Nazajutrz obudził ją Makaron delikatnie smyrając łapką.
-Claire, pora wstawać. Klops i Leo właśnie wrócili i nazbierali nam owoców na śniadanie. Pewnie niektóre będziesz widzieć pierwszy raz na oczy, bo w twojej strefie ich nie widziałem, ale uwierz, są bardzo pyszne! - podekscytowany pobiegł pomóc Klopsowi na zewnątrz.
Dziewczyna niechętnie otworzyła oczy. Powoli wstała i wyszła na zewnątrz. Cała trójka siedziała i czekała na ostatnią osobę.
-Claire, co tak wolno?! Zresztą nieważne, posmakuj tych owoców, na pewno ci zasmakują! - pies przyniósł gałązkę z owocami.
-Dziękuję....
-Co tak nieśmiało? Zajadaj, dla wszystkich starczy! - uśmiechnął się.
-Leo, a ty znowu nie chcesz jeść? - zdziwił się Makaron.
-Zjadłem dużo, gdy wracałem z owocami. - odparł, a większy pupilek tylko przytaknął głową.
Claire niechętnie posmakowała dziwnego owocu, ale gdy go zjadła, momentalnie sięgnęła po następny. Trójka przyjaciół najadła się i postanowiła odpocząć.
-Claire, czemu jesteś dzisiaj taka cicha? Zawsze jest ciebie wszędzie pełno, coś cie trapi? - zmartwił się Klops.
Egzekutorka pokiwała przecząco głową i nastała cisza. Zebrała w sobie wszystkie siły i zaczęła:
-Leo. - chłopak spojrzał się na dziewczynę - Wracając do naszej wczorajszej rozmowy, już wiem, co chcę zrobić. Dużo się nad tym zastanawiałam i zdecydowałam.
-Jaka rozmowa?  - zapytał lisek. 
-Jak usłyszysz jej odpowiedź, to zrozumiesz. Nie sądziłem, że tak szybko podejmiesz decyzję. Więc? Co zamierzasz?
-To jest tylko moja decyzja. Uszanuję jeśli wy tego nie zaakceptujecie i inaczej postąpicie. - spojrzała na pupilki, po czym przerzuciła się ponownie na białowłosego - Rozważając wszystkie za i przeciw... Postanowiłam, że......

KONIEC

wtorek, 12 maja 2015

Rozdziął 99 - Miejsce spotkania z Leo.

Po wielu męczarniach cała trójka w końcu opuściła strefę egzekutorów. Klops tak jak zapewniał, nadążał za przyjaciółmi.
-Powiedzcie mi, czemu właściwie czailiście się w tych krzakach?
-Nie chcieliśmy przykuwać dużej uwagi. Normalnie poradzilibyśmy sobie, ale czekaliśmy na ciebie. Jesteś człowiekiem, więc porównując ciebie do nas dwóch, jesteś bardzo krucha. Nie chcemy narażać ciebie na niebezpieczeństwo. - odpowiedział pies. 
-Och rozumiem... Z waszym rozmiarem od razu stalibyśmy się celem egzekutorów...
-Dokładnie.
-Teraz musimy skręcić w prawo. - przerwał im mały lisek.
Klops wydał dziwny głos, który spowodował, że ptakokształtna istota skręciła w prawo.
-Claire, kim właściwie jest Carl? 
-On również jest zakazanym dzieckiem. Leo mówił, że poznał go, gdy jeszcze był w plemieniu. - Makaron wyprzedził dziewczynę, która zamierzała coś powiedzieć.
-No to wszystko teraz jest jasne...
Rozmawiali między sobą, a mały, rudy przyjaciel co jakiś czas informował o zmianie kierunku w ich podróży. Po pewnym czasie Klops zaczął się męczyć i zrobili sobie krótką przerwę. Nikt nie wyczuwał nieprzyjaciela w pobliżu, więc odetchnęli z ulgą.
-Powiedz mi... Skąd potrafisz władać w mniejszym bądź większym stopniu swoją prawdziwą mocą? Czyżby wspomnienia z tamtego dnia, gdy znalazłaś się w strefie egzekutorów wróciły do ciebie?
-To nie tak Klopsiku... - czerwonooka zaczęła tłumaczyć wszystko w skrócie, jak do tego doszło.
-No dobra koniec odpoczynku! Musimy dalej ruszyć! Jeśli zostaniemy tu dłużej, to możemy wpaść w kłopoty! - zdecydowanie zarządził lisek.
Pozostała dwójka zrozumiała, że zbyt długo siedzieli i rozmawiali ze sobą, w końcu miała to być krótka przerwa. Claire ponownie wzięła Makarona do siebie, Klops zagwizdał i ruszyli. Tym razem szli w milczeniu, ale po przejściu sporego dystansu, jeden z trzech podróżników zabrał niespodziewanie głos:
-Szczerze muszę wam coś powiedzieć... Czy wy na głowę upadliście?!! Mówiłem abyście nic nie kombinowali!! Nie rozumiecie prostych poleceń?! Pomyśleliście chociaż wcześniej jak to mogłoby się skończyć?! 
-Haha, mój kochany pies wrócił do formy. Jak zawsze musi zacząć przyjemną rozmowę od wyrzutów w naszą stronę. - pomyślała i zareagowała na obelgi przyjaciela ogromnym, szczerym uśmiechem.
-A ty jeszcze zadowolona z tego wszystkiego jesteś?!
-Wybacz nam Klopsiku, to było dla twojego dobra. Naprawdę nie chcieliśmy źle!! - zaczął tłumaczyć się przejęty Makaron.
-Mimo wszystko... - jego intonacja głosu była teraz o wiele łagodniejsza - Nie sądziłem, że naprawdę zrobicie to dla mnie... Dziękuję... - zawstydzony nieco zmienił intonację głosu - Swoją drogą, daleko jeszcze?
Oboje i tak byli w szoku tym krótkim, ale zarazem szczerym podziękowaniem.
-Już jesteśmy praktycznie na miejscu. Mój przyjacielu, to zrozumiałe, że oboje chcieliśmy... - najmniejszy towarzysz podróży nie zdążył dokończyć odpowiedzi.
-Coś długo wam zeszło dotarcie do tego miejsca. - oczy całej trójki skierowały się na chłopaka, siedzącego na jednej ze skał.
-Leo! Jesteś cały i zdrów! - Makaron zgrabnym ruchem wyślizgnął się dziewczynie z rąk i pobiegł do białowłosego.
-Jakim sposobem on się znalazł tutaj szybciej niż my wszyscy? Dziwne... - dziewczyna zeszła z wierzchowca.
Chłopak pogłaskał najmniejszego towarzysza po główce, a jego wzrok był przekierowany w stronę psa. Claire spojrzała na drugiego, większego pupilka i zauważyła, że również patrzy na białowłosego.
-Kopę lat mój przyjacielu. - w końcu odezwał się pies.
-Masz rację, trochę minęło od ostatniego spotkania. - odparł spokojnym, ale zarazem miłym głosem - A więc pora, aby wprowadzić drugą część planu. Ty pobiegniesz jeszcze kawałek. W razie potrzeby zmylisz egzekutorów. Potem zrób to co zawsze - gwizdnął nieco inaczej niż ostatnio i istota ruszyła - Nam nic innego nie pozostaje jak przemieścić się na tych drzewach, żeby nie zostawiać śladów na ziemi.
-Myślisz, że nie domyślą się naszego planu i nie podąża za nami? Po za tym jak ty to sobie wyobrażasz? Te drzewa mają na oko z pięćdziesiąt metrów!
-Widać, że niezbyt często przebywasz w tym lesie. One żywią się twoja aura, którą mimowolnie uwalniasz, dlatego są tak duże. Nie wytropią nas. -powiedział spokojnym głosem- Więc czas w drogę. - wziął Klopsa w lewą rękę i zgrabnymi ruchami wszedł na drzewo.
Dziewczyna ewidentnie się zdziwiła widząc szybkość chłopaka. Makaron spojrzał proszącym wzrokiem na przyjaciółkę. Wzięła liska do siebie, a ten zaczepił się drobnymi pazurkami na zbroi dziewczyny, aby nie spaść. Zaczęła wdrapywać się na drzewo z pewnymi trudnościami, ale ostatecznie dala sobie radę.
-Jak właściwie zamierzasz przechodzić z drzewa na drzewo?
-Po prostu przeskoczę.
-Czy ty aby na pewno myślisz trzeźwo?! Spójrz jaka wielka różnica jest pomiędzy nimi!
-Po prostu skoczę. Nie martw się, pomyślałem również o twoich możliwościach. Spójrz na to, że te zwisające gałęzie są wiotkie, ale zarazem wytrzymałe. Użyj ich do przemieszczania się pomiędzy drzewami. Będę ci podawać konkretne, które wyglądają na solidne. W razie zaistniałego problemu krzycz, pomogę tobie.
-Więc zapowiada się powtórka z korzeni w lochach... - pomyślała i przytaknęła głową.
Białowłosy skoczył bez żadnego trudu, co ewidentnie zdziwiło egzekutorkę. Tak jak obiecał, podał dziewczynie giętką gałąź i czekał na następnym drzewie. W tym momencie to Makaron bardziej się obawiał tego skoku niż jego przyjaciółka. Zauważyła to i obiecała nie spaść wraz z nim.
-Swoją drogą wygrałeś pojedynek z Carlem? -zapytała w trakcie trzeciego skoku.
-Cóż... Nie da się tego określić. W pewnym momencie przyszli egzekutorzy i kazali mu naprawić część pieczęci, która obejmuje ich strefę, a dokładniej ten obszar, który zniszczyłem z Makaronem. I tak nie zamierzałem z nim walczyć, więc skorzystałem z okazji i poszedłem sobie. - dziewczyna zrozumiała teraz czemu wyszedł bez żadnego szwanku z potyczki.
Przeskoczyli znaczną odległość i chłopak oznajmił, że będą już schodzić. Przymierzył się i w pięciu skokach zeskoczył z drzewa.
-Co to ma w ogóle znaczyć?! Czy on właśnie skoczył z pięćdziesięciu metrów?! Kim on właściwie jest?!
-Skacz, złapie cie. -nastawił ręce.
Claire miała dylemat żeby skoczyć z tak dużej wysokości. Białowłosy powtarza ciągle, że nic jej nie będzie, więc postanowiła zaufać chłopakowi. Przycisnęła Makarona do siebie i skoczyła. Leo złapał ich bez żadnego problemu, jakby prawie nic nie ważyli. Delikatnie odstawił ich na ziemię i dał znak, aby ruszyć dalej. Po pewnym czasie doszli do opustoszałej groty. Chłopak oznajmił, że są na miejscu prowizorycznego schronu zrobionego już wcześniej na tą okazję. Claire i Klops zdziwili się jego teoretycznymi przygotowaniami, ale nie zauważyli kiedy przekroczyli subtelna pieczęć. Obraz od razu się zmienił, ponieważ grota była na prawdę pięknie przyozdobiona i przygotowana do kilkudniowego mieszkania. Zaraz obok znajdował się strumyk, więc nie musieli obawiać się o wodę. Przez dłuższy czas wszyscy odpoczywali. Ostatecznie jak doszli było już dawno po porze obiadowej, ale w grocie są przygotowane świeże owoce dla wszystkich podróżników. Skonsumowali je za wyjątkiem Leo, który twierdził, że nie jest głodny. Dziewczyna zdjęła z siebie zbroję i z delikatnością odłożyła koło niej pojemnik z okiem brata. Po odpoczynku czwórka podróżnych mają przydzielone zadania, aby przygotować kolację - Claire z Makaronem mięli zbierać drewno na ognisko, Klops pilnować groty, a Leo pójść coś upolować. Gdy każdy z nich dopełnił roli jaką mu przydzielono, usiedli przy ognisku i czekali jak kawałki mięsa się upieką. Chłopak podał po jednym kawałku dla zwierząt.
-A ty nie zamierzasz jeść? - zapytał Klops.
-Nie jestem głodny. - odparł i pies wziął się za jedzenie.
-Nie zjadł owoców, które sam najprawdopodobniej nazbierał dla nas i teraz nawet nie chce zjeść mięsa... Czy on się żywi promieniami słonecznymi?!
-Jadłaś kiedyś mięso z demonicznej stonogi? -spytał się białowłosy.
-Nie... - odpowiedziała nieśmiało Claire.

-No to zawsze musi być ten pierwszy raz. -odparł, a zwierzęta zaczęły się śmiać.
-Claire, czy to nie przypomina ci naszego pierwszego spotkania? Próbowałaś nas ,,ochronić'' przed tymi stonogami, kto by pomyślał, że znów razem do nich wrócimy
-Nawet nie musisz mi wspominać o tych paskudztwach. -dziewczyna wzięła kawałek mięsa i z niepewnością ugryzła.
-Próbowała was ochronić? - zdziwił się Leo, ale Klops od razu wyjaśnił, o co chodziło i prowadzili między sobą rozmowę.
-Ciekawa jestem jak się oni poznali. -pomruczała pod nosem i wzięła kolejny kawałek, bo mięso jej zasmakowało.
-To stare dzieje. Klopsik opowiadał mi już o tym. - odpowiedział Makaron do Claire, a ta czekała na to, co powie dalej - Gdy Leo był mały, a nasz przyjaciel znalazł go samego w Magicznym Lesie, postanowił mu pomóc. Nie chciał go wziąć ze sobą, ponieważ bał się o jego odmienność, która mogłaby chłopcu przynieść same kłopoty. W skrócie mówiąc... Opiekował się nim przez jakiś czas, ale gdy znalazł odpowiednie plemię dla kogoś takiego jak on, oddał go w ich opiekę. 
-To on nie miał żalu do niego, że go tak po prostu oddał? Po za tym skąd ty go znasz?
-Od samego początku wiedział, że Klops szuka pewnego plemienia, w którym czułby się jak wśród swoich. A skąd ja go znam? Jakiś czas temu poznałem go, gdy z Klopsem odwiedziliśmy go w jego aktualnym terytorium, na którym zamieszkuje.
-Klops nie wygląda na takiego, co by mógł się przejąć losem kolejnej zagubionej osoby w Magicznym Lesie, ale mimo wszystko ma dobre serce. Wygląda jakby skrywał je przed innymi.
-Co wy tam tak do siebie szepczecie? Porozmawiajcie też z nami, przecież nie gryziemy. - pies zachęcił pozostałą dwójkę do wspólnej rozmowy.
Cała czwórka w końcu skończyła biesiadowanie. Claire udała się do groty i ułożyła się do snu, jak pozostali.
-W sumie jak się nad tym zastanowić, to już drugi raz w życiu będę nocować w Magicznym Lesie. Bardzo się cieszę, że z Klopsikiem wszystko w porządku, ale ciekawa jestem co moi przyjaciele porabiają i ... - spojrzała swoimi egzekutorskimi oczami na pojemnik - ... brat.
Po pewnym czasie ognisko wypaliło się i wszyscy udali się do krainy snów.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 98 - Ostatnie życzenie.

Ustały naprzeciwko siebie z przygotowaną bronią.
-Niech jeden atak przesądzi o wszystkim. - odezwała się pewna siebie Felicia.
-To pierwszy raz, gdy zgadzam się z tobą w jakieś sprawie. - ruszyła w kierunku żółtookiej.
Wymieniały ciosy jeden za drugim w bardzo żwawym tempie. W końcu zaczęły się męczyć, dzięki czemu Claire znalazła lukę w obronie Felicii. Zamachnęła się, ale ta momentalnie odskoczyła i na jej miejscu pojawiły się włosy, które w dobrym tempie nadążały za czerwonooką.
-Znów ta sama sztuczka. Nie zaskoczysz mnie ponownie.
-Phi, jeszcze zobaczymy.
Egzekutorka podpaliła kastety i czekała na kolejny ruch. Felicia wplątała swoją maczetę we włosy, więc kosmyk włosów był przeciwnikiem, a pozostałe omijały kastety i starały dosięgnąć oponentki.
-Chyba nie sądzisz, że to dobry plan. Zresztą sama tego chciałaś! - wokół dziewczyn utworzył się ognisty okrąg, przez co oddzielił je od reszty otoczenia.
Claire sprawnie unikała ciosów ze strony zielonych włosów i znalazła odpowiedni moment na wypchnięcie dziewczyny z okręgu.
-Aaa moje włosy! - zaczęła je gasić, turlając się po ziemi.
-Tak sądziłam, że będą one dla ciebie ważniejsze niż walka. Jeszcze z tobą nie skończyłam. - rzuciła celnie dwa kastety we włosy, jednocześnie unieruchamiając dziewczynę.
-Sądzisz, że tak łatwo się poddam?!
-A co możesz zrobić innego w tej sytuacji, w każdej chwili mogę cie spalić. Nie zajrzysz już wgłąb mnie, nie masz na mnie haczyka. - spoważniała - Odpowiadaj gdzie on jest! - ręka dziewczyny zapłonęła.
-Znów z tobą przegrałam, niemożliwe! Nie z tak słabą osobą!
-Odpowiadaj, bo cierpliwość mi się skończy!
-Pobiegł w tamtą stronę. - wskazała palcem.
-Na pewno? - przystawiła rękę jeszcze bliżej.
-No dobra, nie w tą tylko w druga stronę...
-Świetnie, ale jeszcze nie odebrałam nagrody za wygraną. Już od dawna chciałam to zrobić. - druga ręka zapłonęła i spaliła włosy aż do skóry.
-Aaa! Co ty mi zrobiłaś?! - zaczęła rozpaczać po stracie włosów, przez co nie była w stanie nawet wstać.

-To na co dawno zasłużyłaś, czyli obdarcie ciebie z dumy. - kastety zniknęły, a dziewczyna ruszyła we wskazanym kierunku.
Claire starała się biec przed siebie najszybciej jak potrafi, ale omijanie egzekutorów walczących ze stworami, sprawiało jej trudność.
-Czy Makaron zwołał te potwory? Nie... Musiałby mieć niesamowity autorytet, patrząc na ich ilość. Mój kochany, spokojny lisek nie mógłby tego zrobić. - szybko zrobiła wślizg, aby wielka kamienna maczuga dzierżona przez potwora nie zmiażdżyła jej.
Wstała i dalej biegnie. Zauważyła z daleka zarys postaci. Tym razem upewniła się, że jest to Carl, który powalił na ziemię jednego z potworów. Chłopak chciał pójść dalej, gdy usłyszał:
-Carl! Zatrzymaj się! 
-Claire?! Powiedz mi... Mam być po twojej stronie, więc staram się nie robić nikomu krzywdy, ale... Co tu się wyrabia? Czyżbyś chciała wszcząć bunt? Nie... Ty i twoje myślenie taktyczne nie wpadłoby na to. - zaczął się kpiąco śmiać.
-To teraz jest nieistotne. Mam ważniejszą sprawę do ciebie. Zostało mi jeszcze jedno życzenie. - chłopak spoważniał i nasłuchuje, co dziewczyna chce dalej powiedzieć - Moim ostatnim życzeniem jest... - wzięła głęboki oddech i spojrzała poważnie - Złota rybko, chcę abyś rozpracował pieczęć w tym budynku i uwolnił z niej pana Simona. Sam władasz taką mocą, więc masz ułatwione zadanie. Daje ci czas zanim moje życie dobiegnie ostatecznie końca. W dodatku gdy tego dokonasz, chcę wiedzieć o tym.
-Czy cie całkowicie pogrzało?!!! Mam pomóc temu strażnikowi?!! Po za tym jak ja mam niby to zrobić?!! - wpadł w furię, ale na dziewczynie nie robi to większego wrażenia.
-Jeszcze jedno, z pewnością pan Simon ci nie uwierzy, że sam z siebie chcesz mu pomóc, więc powiedz mu, że to ode mnie: ,,Nie powinien się pan obwiniać za tamtą sytuację, oni po prostu pana ne posłuchali z tą roślinką. To ich strata, że nie posłuchali tak mądrego dziecka''.
-Co to za idiotyczne zdania?! Zresztą skąd będziesz miała pewność, że zrobię to, może zignoruję twoje życzenie? - nieco już ochłonął.
-Choćbym nie wiem co będę się tu zakradać co parę lat i zobaczę jakie są efekty twoich prac, więc nawet nie myśl o zignorowaniu życzenia!
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ naprzeciwko nich ktoś stanął. Jest to chłopak w krótkich, białych włosach. Jedno z jego dwóch oczu jest zamknięte, zaś otwarte mieni się żółtym kolorem. Nie widać większości jego twarzy, ze względu na zarzucony szalik. Nosi na sobie częściową zbroję, która wygląda na produkt własnej roboty. Na prawym przedramieniu, a dokładniej z ochraniacza wystaje solidnie zamocowane duże ostrze. Więcej przez tą chwilę dziewczyna nie zdołała zobaczyć, ponieważ postać przemówiła do nich:
-Dziewczyno odsuń się od niego. Utorowałem już drogę dla ciebie. Podążaj szlakiem, gdzie są nieprzytomni egzekutorzy, a dojdziesz do swoich zwierząt. - pojawiła się za nim wielka, czarna dziura, a z niej wybiegł dziwny, ptakokształtny wierzchowiec - Masz, pożyczam ci go. Ja się nim zajmę. - wskazał na Carla, a dziewczyna dostrzegła u niego bardzo długie, nienaturalne paznokcie.
-Nie ma potrzeby, on nie zamierza walczyć. Można rzec, że to umowa między nami. - to było jedyne, co przyszło jej do głowy w tej sytuacji.
-Przykro mi Claire, ale powinnaś bardziej precyzować swoje życzenia. - popchnął ją w kierunku dziwnego wierzchowca - Gdyby to nie on stanął na drodze tylko ktoś inny... Z pewnością zostawiłbym go w spokoju, ale jakże mógłby zostawić starego znajomego bez powitania? - uśmiechnął się nieprzyjemnie.
W tym samym czasie popędzana przez przybyłą osobę dziewczyna, wsiadła na ptakokształtnego wierzchowca.
-Teraz obowiązuje mnie twoje życzenie, ale pamiętaj, że następnym razem gdy się spotkamy, nie będę miał zahamowań i staniesz się moim królikiem doświadczalnym. - powiedział z błyskiem w oczach i zwrócił się w stronę chłopaka naprzeciwko - Jakby cie tu powitać Leo? 
-To ty jesteś Leo?!! Zaczekaj!! - białowłosy chłopak gwizdnął, a wierzchowiec ruszył.
Claire złapała się długiej szyi, aby nie spaść. Próbowała zawrócić, ale stwór w ogóle się jej nie słuchał. Jego prędkość uniemożliwia zejścia z niego.
-Co to było?! Jak on zrobił, że to dziwne coś, na czym jadę pojawiło się z dziwnej dziury? Kim on w ogóle jest?! Może był w tej strefie na przeszpiegach? To byłoby dość realne patrząc na to, że Carl go rozpoznał. W dodatku jest zakazanym dzieckiem. Biedak musiał stracić wcześniej oko, tak jak mój brat.... - nie zdążyła więcej pomyśleć, ponieważ zauważyła Klopsa i Makarona w krzakach, przygotowanych do ucieczki.
-Claire! Jesteś cała i zdrowa! - wykrzyknął Makaron.
-Dobrze, że nic ci nie jest, ale gdzie Leo?
-Chyba będzie walczyć z Carlem....
-Znowu ten twój znajomy?!! Zostawiłaś go tak po prostu?!
-Oczywiście, że próbowałam zawrócić, ale to coś nie chciało mnie słuchać!!
-Klopsiku, wszystko będzie dobrze. Przecież wiesz, że Leo jest silny, w dodatku to mistrz ucieczek! Przewidział, że może dojść do takiej sytuacji, wspominał coś o tym Carlowi. Powiedział, że jeśli coś podobnego się stanie, mamy spotkać się w Magicznym Lesie. - pies spojrzał na Makarona i nieco ochłonął.
-W porządku, w takim razie Claire, weź Makarona do siebie, nie jest jeszcze zdolny do szybkiego biegania.
-A ty?! Co z tobą?! -zaniepokoiła się dziewczyna.
-Będę biegł obok was. Spokojnie, może jestem teraz zwykłym psem, ale w tej formie również jestem bardzo szybki. 
Egzekutorka zeszła i chwyciła małego liska. Posadziła go na wierzchowcu, po czym sama wsiadła. Przeniosła go przed siebie. Oplotła mocno ręce wokół szyi ptakokształtnej istoty, a w wolnej przestrzeni między szyją a rękoma znalazł się Makaron, który przy takim uścisku nie ma prawa wypaść.
-Makaronie, ty wiesz z nas trojga najlepiej o jakie miejsce chodzi Leo, więc poprowadzisz nas. - oznajmił Klops, a lisek wychylił główkę, aby widzieć drogę.
-W porządku, w takim razie naprzód!! - ogłosił zdecydowanie, pies zagwizdał przez co wierzchowiec ruszył, on za nim i wkrótce potem opuścili spokojnie strefę egzekutorów.

środa, 6 maja 2015

Rozdział 97 - Ostatnia rozmowa z Simonem.

Oboje obawiali się tego, co zastaną po przekroczeniu progu drzwi. Z początku przymknęli oczy, ze względu na dużą ilość światła. Znajdowali się w jasnym pomieszczeniu.
-Panie Simonie! Nic panu nie jest? 
-Claire! Wróciłaś szybciej niż myślałem. Cieszę się, że jesteś w jednym kawałku ze swoim towarzyszem! Haha, czy wyglądam jakby coś mi się stało?
-Wygląda, że rzeczywiście są w bardzo dobrych stosunkach ze sobą. - pomyślał pies.
-Ta krew na pańskim ciele... 
Podczas ich dialogu Klops przeniósł wzrok na osobę znajdującą się w klatce za nimi.
-Ach to nie moja, za bardzo mnie poniosło, ale nie martw się opatrzyłem go od razu. Nie chciałem zrobić większej krzywdy. - wskazał palcem na klatkę za dziewczyną.
Siedział w niej naburmuszały, nieco puszysty egzekutor. Nie należał do młodych osób, a jego wzrok wyglądał na taki, który dużo wie. Miał dość gęsty zarost wokół ust, zaczesane do tyłu włosy, odziany w piękne i majestatyczne szaty. Claire spojrzała na jego rękę, gdzie ma bandaż i dopiero zrozumiała słowa Simona.
-Te ciuchy mówią wszystko. Więc tak wygląda król tej strefy? - pomyślała.
-Co dalej zamierzasz zakazane dziecko? Wrócisz do swojej strefy? Nie masz innego domu. - dziewczyna pierwszy raz usłyszała głos króla.
-Nie pana interes, co chcę zrobić.
-Zresztą i tak pewnie wam się nie uda stąd uciec. Na zewnątrz jest przecież pełno egzekutorów. Będę pamiętać o tym znieważeniu wobec mojej osoby. Gdy tylko was złapią i pomogą mi się stąd uwolnić, nie zaznasz żadnej łaski.  - nikt nie zwrócił już na niego uwagi.
-Claire, przyniosłem to, o co prosiłaś. - w jego ręku pojawił się wisiorek, który egzekutorka chwyciła i zawiesiła na szyi.
Gdy skończyła tę czynność, w drugiej ręce mężczyzny pojawił się pojemnik z okiem. Czerwonooka również je chwyciła.
-Chwila, co tu się dzieje?! Co to za oko?! - zdziwił się pies.
-To oko mojego brata. Ech... Jest dużo do tłumaczenia, później ci to wszystko powiem. Klopsiku, czy dałbyś mi chwilę czasu na rozmowę w cztery oczy z panem Simonem?
-Masz minutę. - powiedział z niechęcią.
Oboje egzekutorzy odeszli znaczny kawałek od pozostałej dwójki. Zaczęli dziękować sobie nawzajem za wszystko co dla siebie zrobili.
-Wie pan... Może nie znamy się zbyt długo, ale naprawdę zżyłam się z pańską osobą... Jeszcze raz dziękuję za wszystko. - łzy zakręciły się w jej oczach i wtuliła się w odzianego w zbroję mężczyznę.
Simon tylko się zaśmiał i poklepał po głowie przyjaciółkę. Gdy ich uściski dobiegły końca i dziewczyna dała znak Klopsowi, że zaraz będą stąd wychodzić, Simon zatrzymał dziewczynę. Zdziwiło ją to, ale zauważyła przez przyłbicę, że wzrok mężczyzny wyglądał na nieobecny. Chwilę to trwało po czym rzekł:
-Kto by pomyślał, że przez ciebie znów będę chciał użyć swojej mocy... Jeśli szukasz przyjaciela, to znajdziesz go w północnej części strefy. Następnie udajcie się tą północną bramą na zewnątrz. Nie mam pojęcia ilu jest strażników, ale gdy zagłębiłem się we wszystko, to tylko przy tym wyborze widzę, że nikt was nie zostanie złapany. Nie chciałem ci wyjawiać mojej mocy, w końcu mój przyjaciel Blaise ostatecznie zakazał mi jej używać, ale tobie mogę powiedzieć...Wracając do wspomnień, gdy byłem mały... Ja to wszystko po prostu wiedziałem, bo potrafię przewidywać przyszłość. - dziewczynę zamurowało, ponieważ nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale mężczyzna popchnął ją w stronę drzwi. Klops skinął głową na znak podziękowania i znalazł się na zewnątrz zaraz za panią.
-Gdzie jest Carl?! Miał tu na mnie czekać!  - nie widząc blondyna, szybko oprzytomniała.

-Nie mam pojęcia kim on jest, ale nie mamy na to czasu! Spójrz tylko co dzieje się w oddali! - dziewczyna nie wiedziała jak zareagować na widok walczących przeróżnych stworzeń z egzekutorami.
Chwile stała tak, aż zebrała się w sobie i powiedziała:
-Rozumiem wszystko Klopsiku, ale jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę dokończyć... Dołącz do Makarona i pomóż mu, o mnie się nie martw. W razie potrzeby wezwę was. Tak jak słyszałeś, powinien być w północnej części, zresztą co ja mówię... Z pewnością go wyczuwasz.
-Czy tobie rozum wyparował w tych lochach?! Rozumiesz, że tu każda sekunda ma ogromne znaczenie?!!  Po za tym czemu go teraz nie przywołasz?!
-Jeśli jest w tarapatach to odczucie, które mu towarzyszy podczas przywołania z pewnością tylko pogorszy sytuację, a w myślach w ogóle go nie słyszę... Dam sobie radę. Zaufaj mi tak jak w lochach. Wszystko będzie w porządku. - spojrzała proszącym wzrokiem na pupila, a ten uległ.
Wkurzony, przemienił się w swoją prawdziwą postać i ruszył w stronę miejsca pobytu Makarona.
-Nie mam chwili do stracenia. Wciąż nie wypowiedziałam swojego trzeciego życzenia. Jaka ja głupia byłam! Często o tym myślałam, ale nie wpadłam na pomysł, aby spróbować tego... Zatem chce to wykorzystać jako ostatnie życzenie!
Zdeterminowana pobiegła w stronę pola treningowego z nadzieją, że zastanie tam blondyna.
-Widzę kogoś, to pewnie on! 
Wraz ze zbliżaniem się do osoby, jej entuzjazm znikał. Przed nią stała Felicia w stroju wojownika.
-Czy ty nie dasz mi w końcu spokoju?! -zezłościła się.
-Tak myślałam, że cie tu zastanę. Wróciłaś po hełm zapewne. - wyjęła maczetę i przyjęła pozycję do walki.
-Co mnie jakiś hełm obchodzi?! Lepiej powiedz mi gdzie znajdę Carla! W nosie mam twoje zachcianki na walkę, ty chora dziewczyno!
-Carla? Szedł w pewnym kierunku i pierwszy raz widziałam u niego tak dziwną minę. Czyżby to była twoja sprawka? - chwilę dumała - W takim razie jeśli wygrasz, powiem ci gdzie się znajduje.
-Kurczę nie mam czasu na nią i walkę! Choć z drugiej strony szukanie tego oszołoma samej może zająć mi dłużej...
-Więc jaka jest twoja odpowiedź?
Claire nic nie odpowiedziała. Schowała z trudem pojemnik z okiem do środka zbroi. Kastety pojawiły się koło niej i przyjęła pozycję gotową do walki.

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 96 - Ucieczka z lochów.

Oboje czekali wytrwale na efekty podjętej próby. Korzenie znikały, ale niepewność zjadała ich od środka. Tym razem się udało. Krata nie regenerowała się, więc podekscytowana dziewczyna zwiększyła nieco swoją czarną otoczkę, aby szybciej pozbyć się wszystkiego.
-Udało się! W końcu jesteś wolny! -wykrzyknęła z radości.
Odsunęła się, a jej przyjaciel opuścił celę.
-Powinienem dać wam duży ochrzan za niesłuchanie mnie, ale teraz najważniejszą rzeczą jest wyjście stąd. Którędy do wyjścia? Byłem nieprzytomny jak mnie tu przynieśli, więc pojęcia nie mam jak stąd się wydostać. - zwrócił się do właścicielki.
-Nie martw się, poprowadzę cie do wyjścia. - postawiła pierwszy krok, ale ze zmęczenia zakręciło jej się w głowie i prawie się przewróciła.
-Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony.

-Nie przejmuj się, wszystko jest okej.
-To wszystko przez to, że jesteś tylko człowiekiem. Ci którzy są tu uwięzieni, nie odczuwają za bardzo osłabienia. Pomogę ci. 
-Aaaa! Co ty robisz?!- schylił się i delikatnie zębami chwycił dziewczynę.
-Więc którędy do wyjścia? - zapytał w myślach, bo nie był w stanie odezwać się bezpośrednio do niej.
-Na razie musimy iść w tą stronę, gdzie znajduje się ta cela z goblinem. - nie była w stanie pokazać drogi, więc scharakteryzowała ją.
Chwilę tak stali aż w końcu Klops ruszył. Dziewczyna pierwszy raz przemieszczała się z tak wielką prędkością. Wraz z oddalaniem się od miejsca, gdzie był przetrzymywany Klops, egzekutorka czuła się lepiej.
-Zatrzymaj się! Widzisz tą wielką dziurę nad nami?
-Dziwne żeby nie było widać!
-Musimy wskoczyć do góry. Tam jest mgła o mniejszej gęstości, w której o wiele lepiej się czuję. Powinnam tam dać radę iść sama. Dasz radę skoczyć tak wysoko?
-Oczywiście, że tak. Przygotuj się! - Klops z dziewczyną w pysku przymierzał się do precyzyjnego skoku.
Nie minęła chwila, a oboje znaleźli się na górze. Demoniczne zwierzę wypuściło swoją panią i delikatnie odstawiło na ziemię.
-Wszystko w porządku? Lepiej już się czujesz?
-Tak, już mi lepiej. - odpowiedziała, choć była zdziwiona tak szybką zmianą samopoczucia.
-Szybko się uwinęłaś z tym wszystkim. - odezwał się mężczyzna, będący znów przykuty do skały.
-Nic nie rób Klopsie, jakby nie patrzeć w pewnym sensie on mi pomógł. - powiedziała, widząc gotowość zwierzaka, po czym zwróciła się w stronę mówcy - To prawda demonie, niechętnie to mówię, ale dziękuję za pomoc.
-Nie zrobiłem tego dla ciebie, po prostu chce w jakikolwiek sposób się zemścić. Wyobrażam sobie już jego minę, gdy wszystko traci spod kontroli, także jeśli uważasz to za pomoc... Zrób jeszcze większy harmider na zewnątrz, to będzie dla mnie dobra zapłata.
-Mój przyjaciel... Pewnie już zrobił trochę zamieszania na zewnątrz, więc jednocześnie spłaciłam swój dług.- uśmiechnęła się - A teraz Klopsiku... - zwierzę schyliło się, a właścicielka wdrapała się na głowę - Ruszamy przed siebie!
-Zanim odejdziesz, wyjaw mi swoje imię.
-Ech? Po co ci to wiedzieć?
-Nie mów mu! Nie wiadomo co on może knuć! -zbulwersował się dziesięciometrowy Klops. 
-Czemu nie? W sumie nie mam nic do stracenia, będzie siedział w tych lochach pewnie jeszcze długo. - zwróciła głowę ku demonowi -Nazywam się Claire.
-Claire... Z pewnością zapamiętam twoje imię. - zaśmiał się demonicznym śmiechem, który przeszył dziewczynę.
Zwierzę ruszyło przed siebie, a dziewczyna oplotła ręce wokół dużej obroży na karku przyjaciela, aby nie spaść.
-Po co powiedziałaś mu swoje imię?! Nie mam pojęcia kim był ten demon, w dodatku był podobny do człowieka! Jeśli potrafi takie rzeczy, to na prawdę musi być silny! Co ty sobie wyobrażałaś?!
-Jak zawsze musisz zaczynać dzień swoimi pretensjami?! Ja przychodzę tobie na ratunek, a ty zaczynasz znów od kwestionowania moich decyzji! - zezłościła się.
Oboje milczeli, ale gdy znaleźli się przy dużym korzeniu, prowadzącym na górę, dziewczyna zabrała głos:
-Posłuchaj. Tutaj będzie ciężej... Na górze znajduje się mostek, który z pewnością nie jest tak duży, abyś się na nim zmieścił. Ciężko będzie mi się wdrapywać po tym korzeniu na górę z tobą w formie psa w jednej z rąk. Ponadto następnie jest przepaść, więc nie dałbyś rady jej przeskoczyć jako pies.
-Więc co proponujesz? 
-Podskoczysz do góry, a ja na odpowiedniej wysokości naskoczę na mostek. Wystarczy tylko tyle, resztą się zajmę.
-Jak to resztą się zajmiesz?! Masz w ogóle pojęcie co ci się stanie jak spudłujesz?! Co z tego, że zaoszczędzimy twoją energię i czas, jak może ci się coś stać! Po za tym masz plan co dalej?! 
-Zaufaj mi... - zsunęła się z głowy i spojrzała z przejęciem w duże oko przyjaciela.
-Niech ci będzie... Tylko spróbuj spudłować, to zobaczysz!
Uradowana dziewczyna ponownie wdrapała się na szczyt swojego pupilka. 
-Nie narzekaj, tylko skacz! Makaron czeka na zewnątrz! Może być w tarapatach! - nie zastanawiając się długo, skoczył najwyżej jak potrafił.
Gdy dziewczyna znalazła się na odpowiedniej wysokości, skoczyła prosto na mostek. Upadek był nieco bolesny, ale nie chciała tracić ani chwili i rozbujała jeden z korzeni. Skoczyła z niego i znalazła się w punkcie wyjścia, czyli na końcu ciemnego korytarza.
-W porządku teraz czas na Klopsika! - zdjęła ochraniacz na rękę i zaczęła wypowiadać długą formułkę.
Przed nią pojawił się ognisty okrąg, który przekształcał się w ognistą formę Klopsa. W końcu zaczął się materializować. Po zakończeniu czynności, założyła z powrotem ochraniacz.
-Nie sądziłem, że tak to wykombinujesz. Punkt dla ciebie! - zaczął biec za dziewczyną.
Po drodze pupil narzekał na długość korytarza, choć czuł również niepokój związany ze spotkaniem strażnika budynku.
-Jak ty właściwie zamierzasz obejść tego strażnika budynku?
-Obejść? Nie rozśmieszaj mnie, to mój przyjaciel! - powiedziała z zadowoleniem. 
-Co?! Jaki niby przyjaciel?! Znów dałaś się wciągnąć w jakieś dziwne gierki! - ale dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi.
-Panie Simonie, mam nadzieję, że u pana wszystko w porządku i król nie zrobił panu krzywdy! - pociągnęła niepewnie za czarne drzwi.
Dziewczyna odczuwała troskę o przyjaciela, a Klops miał złe przeczucia.

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 95 - Poszukiwanie przyjaciela.

Dziewczyna usłyszała odgłos z góry. Zanim się zorientowała, wielki korzeń pojawił się nad nią. Wzdrygła się, ale on zatoczył kółko, ominął ją i w końcu zniknął w otchłani nowo powstałej przepaści. Nie czekając ani chwili dłużej, podeszła do korzenia.
-Skoro potrafisz oderwać się od skały, to czemu stąd nie uciekniesz? - zapytała, a jednocześnie powoli zsuwała się na dół.
-To nie takie proste, te łańcuchy blokują moją moc. Po za tym ciężko byłoby przechytrzyć tego strażnika Simona. Jeszcze wiele życia przede mną, więc pewnego dnia z pewnością wydostanę się stąd. Nie daj się oszukać sztuczkom króla, z pewnością wie, że tu jesteś. Może to wszystko kontrolować na odległość.- dziewczyna tylko przysłuchiwała się, aż w końcu głos mężczyzny nie był wystarczająco głośny, by go słyszała.
Mgła ponownie zaczęła gęstnieć, przy czym powodowała osłabienie dziewczyny. Schodząc z korzenia na ziemię, dookoła panowała ciemność i Claire na nowo musiała szybko przyzwyczaić się do niej. Dała parę kroków do przodu i poczuła jak się dusi. Mgła, która unosiła się dookoła zabierała życiowe siły z dziewczyny.
-Kurczę... Mam nadzieję, że mój kochany przyjaciel nie jest jeszcze niżej, bo nie zniosę tego... - starała się w miarę możliwości biec ścieżką, na którą wylądowała.
Rozglądała się na obie strony, ale nie widziała swojego celu. Czym dalej się przemieszczała, tym dziwniejsze stwory były umieszczone w celach. W pewnym momencie zatrzymała się. Zdjęła na chwilę ochraniacz z nadgarstka i spojrzała na bolącą rękę. Znamię oznaczające kontrakt zaczęło boleć, ale zarazem świecić.
-Czyżbym była już blisko? A może to z Makaronem coś się dzieje? - zmartwiła się. 
-Claire?!  Co ty tu robisz?! - usłyszała znajomy głos, a zarazem poczuła obecność mówcy.
-Klopsiku! Nic ci nie jest! Gdzie jesteś? Przyjdę i uwolnię ciebie!! - z radości zaczęła krzyczeć.
-Mówiłem już tobie, że nie masz niczego kombinować z Makaronem! Gdzie on właściwie jest?! Na zewnątrz? Po za tym, jakim cudem dostałaś się do tego miejsca?! - głos rozbrzmiewał ze wszystkich stron.
-Makaron jest na zewnątrz, a to jak się tu dostałam nie jest obecnie istotne! - założyła ochraniacz i starała się iść w kierunku, gdzie znamię coraz bardziej bolało.
-Jak nieistotne?! Myślałaś w ogóle jak później się stąd wydostać?!
-Teraz, gdy słyszę i czuję Klopsika, ten cały król nie da rady pokrzyżować mi planów. Może robić co chce, ale czuję obecność przyjaciela, więc nie zabłądzę. - pomyślała.
Czym dalej, tym głos stawał się klarowniejszy i w końcu odnalazła celę z wiernym psem. Ustała na przeciwko ze łzami szczęścia w oczach. Osłabienie nie było w stanie zatrzymać dziewczyny i chciała uwolnić przyjaciela.
-Słyszysz mnie? Mówię do ciebie! - zaczął zarzucać dziewczynie brak jakiegokolwiek odzewu, ale w głębi był szczęśliwy.
-Skoro kraty są zrobione z korzeni... 
Zapaliła ogień w ręku, dzięki czemu zrobiło się jaśniej wokół nich. Zdecydowanie przybliżyła rękę do korzeni, z których była zrobiona cela. Tak jak oczekiwała, zaczęły znikać.
-Widzisz? Zaraz cie stąd wydostanę!! - uradowała się.
-Nie byłbym taki pewny. Spójrz, co zaczyna się dziać.
Triumf młodej egzekutorki był przedwczesny. Gdy pewna część korzeni zniknęła, na ich miejsce pojawiały się nowe.
-Jeśli zamierzasz teraz zrobić to bezpośrednio dotykając korzeni, to nie polecam. Będą pochłaniać z ciebie moc przy bezpośrednim kontakcie. Gdyby nie to, dawno już bym się stąd wydostał. 
-Nie jestem skora do używania tego, ale nie mam wyjścia. - pomyślała czarnowłosa. 
-To na nic... Mówiłem ci żebyś nie próbowała robić tego gołymi rękoma, a co gorsza swoją bronią. - widząc, że płomień dziewczyny zgasł, domyślił się, że będzie chciała użyć broni. 
-To jeszcze nie koniec Klopsiku! 
Demoniczne zwierzę wyraźnie się zdziwiło, gdy zauważyło czarną otoczkę wokół ręki właścicielki.
-Ta czarna otoczka... Claire, dobrze się czujesz?!
Chciał już panikować, że wpadnie w szał, ale zorientował się, że stan emocjonalny dziewczyny nie zmienił się ani trochę.
-Nauczyła się w jakimś stopniu panować nad tym? - pomyślał.
-Skoro moja ciemność potrafi pochłaniać, więc co powiesz na to głupi korzeniu!! - Klops nie wiedział jak zareagować na tak dziwną wypowiedź dziewczyny.
Korzenie zaczęły znikać, ale nadal byli niepewni, czy pojawią się nowe. Oboje czekali na efekty podjętej próby.
-Niech tym razem to zadziała, bo nie wiem co innego mogłabym zrobić! Po za tym... Coraz gorzej się czuję, moja energia ucieka ze mnie!

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 94 - Dokąd ten korytarz prowadzi?

-Czyżby tutaj, w tej strefie lochy są dość jasną przestrzenią? Zaraz sprawdzę, gdzie tak na prawdę jestem! - chciała dać pierwszy krok na nowym terytorium, ale zorientowała się, że wpadłaby w przepaść.
Zdołała utrzymać równowagę. Przyzwyczajona do tej chwilowej ciemności, nie mogła dostosować oka do światła. W końcu opanowana, spojrzała przed siebie.
-Gdzie ja się właściwie znajduję? To miejsce nie wygląda ani na lochy ani na żadną pułapkę!
Widok, który zastała nie był tym, czego oczekiwała. Miejsce było bardzo jasne, ale zarazem  zamglone. Można rzec, że przypomina pewnego rodzaju podziemie. Ściany były zrobione z twardo ulepionego piasku, a wszędzie wystawały duże (w mniejszych skupiskach lub większych) korzenie.  Przed dziewczyną znajduje się wielki dół,u którego nie widać aby miał dno. Nie było żadnej powierzchni, na którą mogłaby naskoczyć. Kawałek od niej znajdował się dziwny mostek. Postanowiła przemieścić się na niego za pomocą rozbujanego korzenia, który chwyciła przed chwilą.
-Kurczę! Nadal nic nie widzę dookoła. Nie ma niczego, na co mogłabym naskoczyć, a czas leci nieubłaganie! - spojrzała na duży konar przed nią - Jedyne co mi pozostaje to zsunąć się po nim, w tą straszną otchłań na dole. - miała trochę obiekcji, ale zebrała się w sobie.
Skoczyła odważnie na konar i czując, że nie zerwał się, poczuła ulgę. Zaczęła zsuwać się na dół. Z czasem mgła zaczęła bardziej gęstnieć. Długo jej zeszło zanim zauważyła jakikolwiek ląd pod sobą. Zeskoczyła, odeszła parę kroków od wielkiego konara i dopiero teraz zrozumiała, gdzie tak naprawdę obecnie się znajduje.
-A więc pan Simon mnie nie okłamał! Wewnątrz siebie wierzyłam, że nie zaprowadzi mnie prosto w jakąś pułapkę. - odetchnęła z ulgą.
Stała na szerokiej, a zarazem długiej ścieżce. Po obu stronach znajdowały się cele z więźniami w środku. W tej części lochów również nie zabrakło dużych korzeni. Kraty(o ile można je tak nazwać) były zrobione z masywnych korzeni, choć nie były na tyle grube, by przysłonić wnętrze celi. Nie wiedziała, w którym kierunku zacząć poszukiwania. Postanowiła przez jakiś czas iść główną ścieżką. Po drodze spoglądała na prawo i lewo, ale nie widziała żadnej celi wystarczająco dużej, aby uwięzić w niej jej przyjaciela, choć zdarzały się nawet pięciometrowe. Doszła do miejsca, gdzie droga dzieliła się na trzy ścieżki.
-W porządku, muszę sprawdzić każdą z tych ścieżek, które prowadzą z tego miejsca. Myślę, że dobrze by było znaleźć punkt odniesienia, gdybym się zgubiła, dzięki czemu mogłabym wrócić do tego miejsca i zacząć od nowa. Nie wiem czemu jest tu jakiś dziwny pomnik na środku drogi, ale niech on będzie moim odniesieniem. -spojrzała na pomnik siedzącego egzekutora.
Był to osobnik płci męskiej, zapatrzony w dal - do połowy rozebrany, zaś z jego ciała wychodziły łańcuchy, które przykuwały potencjalnego egzekutora do dużej skały. Wybrała pierwszą ścieżkę, potem drugą i trzecią, które mierzyły zaledwie parę kroków, pomimo jej starań nie znalazła celi swojego przyjaciela. Zrezygnowana wróciła na miejsce orientacyjne i odetchnęła po bieganiu w jedną i w drugą stronę.
-Klopsiku, słyszysz mnie? Jak ja mam cie niby znaleźć w tych odmętach lochów? Makarona od razu wyczułam mimo, że nie znajdował się obok mnie! Odezwij się, niedługo czasu mi zbraknie ! - krzyknęła sfrustrowana.
-Haha, jesteś niesamowicie słaba, skoro tego nie zauważasz! - wzrok dziewczyny momentalnie zwrócił się ku mówcy.
-Gadający pomnik?!! -wykrzyknęła.
-Jaki gadający pomnik? Jestem demonem. - wyraźnie zaśmiał się i z bólem oderwał się z częścią łańcuchów od wielkiego głazu.
Claire była już gotowa do walki, ale mężczyzna nie wykazywał najmniejszej ochoty do tej czynności.
-Jak widać, ja żyję i nie jestem pomnikiem... A teraz nie owijając, podsłuchałem, że chcesz wydostać tego nowego? Co to za zdziwiona mina? Cały był przesiąknięty twoja aurą, gdy go tu przyprowadzili, więc wiem o kogo chodzi. Z chęcią ci pomogę, ale zanim to... Jak zdołałaś wejść do tego miejsca?
-Nie twoja sprawa! To ja tu zadaje pytania, a nie ty demonie! Gdzie znajdę mojego przyjaciela? W jaki sposób uwolniłeś się ze swojej dziwnej celi(w domyśle skały)? - odpowiedziała, mierząc ze spokojem mężczyznę.
-No proszę. Podoba mi się ten wzrok skierowany ku mnie. Jesteś jedną z nielicznych, która się mnie nie obawia, choć powinnaś. - przeszył dziewczynę wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła w całym swoim życiu.
Jej wielka odwaga była w tym momencie znikoma, choć nie chciała pokazać tego po sobie.
-Więc całego twojego zapału nie przełamałem, interesujące... Jesteś zbyt słaba żeby samej się tu dostać, z pewnością masz jakieś układy obejmujące waszą dwójkę. Jednak wątpię, aby potomek egzekutora, który mnie tu wtrącił podstępem, wiedział o tym wszystkim. Podoba mi się coraz bardziej pomysł pomocy tobie. Z chęcią odegram się, jak tylko mogę na tym mężczyźnie. - zaśmiał się w sposób nie zapowiadający niczego dobrego.
-Został wtrącony podstępem?- pomyślała.
-Masz dziś swój szczęśliwy dzień ludzkie dziewczę. - zamachnął się rękoma, na których zwisały fragmenty łańcuchów i uderzył w ziemię.
Ziemia zatrzęsła się i powoli zaczęła znikać z pewnego obszaru. Utworzyła się przepaść przed mężczyzną.
-Tajne przejście? Czy może po prostu sam wytworzył nowe? -zdziwiła się.
Dziewczyna usłyszała odgłos z góry. Zanim się zorientowała, wielki korzeń pojawił się nad nią. Wzdrygła się, ale zatoczył kółko, ominął ją i w końcu zniknął w otchłani nowo powstałej przepaści.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 93 - Wyczekiwana odpowiedź Simona.

Po zadanym pytaniu przez dziewczynę, Simon zbliżał się do mówczyni powolnymi krokami. Ustał naprzeciwko niej, a ona ani drgnęła.
-Jestem strażnikiem budynku, ale zarazem twoim przyjacielem. To ty mi uświadomiłaś ogromną przepaść pomiędzy czasami, w których żyłem a tym, co jest teraz. Na początku byłem sceptycznie nastawiony do twojej osoby, ale wraz z poznaniem ciebie, moje zdanie na twój temat się zmieniło. Byłaś cały czas ze mną szczera, przyznałaś się nawet do knutego planu. Moja praca jest bardzo ważna, ale skoro egzekutorzy w tych czasach są wręcz nie do poznania, wybieram przyjaźń niż obowiązek. Zatem moja odpowiedź brzmi, że jestem sprzymierzeńcem. - na znak potwierdzenia swoich słów, z jego ciała zniknęła zbroja.
Dziewczyna zdziwiła się, ponieważ była przekonana, że Simon wybierze obowiązek pilnowania pieczęci.
-Haha, wyglądasz na zszokowaną, choć to nie miejsce ani czas na dumanie. Czas z pewnością cie ponagla, więc pozwól, że teraz ja ci zadam pytanie. Co mogę uczynić dla ciebie?
Dziewczyna oprzytomniała i odpowiedziała:
-Gdyby mógł pan... Proszę przenieść mnie do lochów, w miejsce przebywania mojego kochanego zwierzaka.
-Mogę cie tam wysłać, ale z konkretną lokalizacją może być ciężko. Mój przyjaciel... Gdy widział mój sprzeciw więzienia niewinnych egzekutorów... Postanowił, że będę tam eskortować wszystkich, ale władzę nad tym miejscem będzie miał tylko król. Jeśli cie tam wyślę, musisz liczyć się z szybką reakcją teraźniejszego króla. Postaram się go jakoś przytrzymać, aby nie wszedł do lochów, choć nie gwarantuję, że na odległość nie będzie ci utrudniać w dostaniu się do tego miejsca. - przed mężczyzną pojawiły się czarne drzwi.
-Czarne? - pomyślała.
-Nie wiem jak wygląda to miejsce, czy dużo się zmieniło czy też nie, także uważaj na siebie. -otworzył je przed Claire.
-Panie Simonie, jeśli mogę mieć jeszcze jedną prośbę...
-Słucham, o co chodzi?
-Jakiś czas temu dałam panu oko mojego brata, czy mogłabym prosić je z powrotem, gdy wrócę z lochów?
-Oczywiście, że tak. Bez dwóch zdań należy do kogoś z twojej rodziny, więc to zrozumiałe, że chcesz mieć jej przy sobie.
-Zanim je otrzymam... W moim pokoju, a dokładniej w poszewce od poduszki... Znajduje się naszyjnik, który neutralizuje oddziaływanie między mną a okiem.- chwilę się zawahała- Wiem, że to może nie najlepsza pora, ale mogę panu powiedzieć powód jego odzyskania. Carl założył się ze mną i przegrał, a moją wygraną są trzy życzenia i... - nie zdążyła dokończyć.

-No już, nie gadaj tyle! Pomyśl o swoim lisie na zewnątrz, nie każ mu tyle czekać na siebie! Wszystko już rozumiem. Zrobię to, o co mnie prosisz, ale już idź! - uśmiechnął się do dziewczyny i jak miał to w zwyczaju, popchnął ją w nieznaną przestrzeń, która na nią czekała za drzwiami.
Claire chciała jeszcze coś powiedzieć, ale jedyne co widziała to ponownie uzbrojonego Simona, który właśnie zamykał przed nią drzwi. Nie wiedząc, co może ją czekać, zamknęła oczy i odwróciła się w stronę lochów.
-Kurde jak tu jest ciemno! Nic tu nie ma, poza wąskim korytarzem! Gdyby nie moje oczy egzekutorki, które w miarę przyzwyczaiły się do ciemności, nie byłabym w stanie się poruszać. Czy ten korytarz ma jakikolwiek koniec? A może pan Simon mnie oszukał i wysłał w zupełnie inne miejsce? Co mnie czeka na końcu?
Z początku szła i zachowywała się czujnie, ale nie widząc żadnej oznaki, sugerującej koniec tej przechadzki, zaczęła biec.
-Nie wiem co to za miejsce, ale muszę się natrudzić, żeby dojść do tego konkretnego miejsca. Kurczę, jeszcze tego brakowało! -zatrzymała się.
Korytarz rozszerzył się znacznie, a przed jej oczami pojawiło się rozwidlenie dróg. Były trzy korytarze. Bez wchodzenia do któregoś z nich, dziewczyna starała się zobaczyć co kryje się w nich, ale bezskutecznie. Nie zastanawiając się długo, weszła do pierwszego po lewej. Pech chciał, że przeszła zaledwie parę kroków i trafiła na ślepy zaułek. Szybko się wycofała i wybrała kolejny. Tym razem po kilku krokach zauważyła światło.
-Czyżby tutaj, w tej strefie lochy są dość jasną przestrzenią? Zaraz sprawdzę, gdzie tak na prawdę jestem! - chciała dać pierwszy krok na nowym terytorium, ale zorientowała się, że wpadłaby w przepaść.
Zdołała utrzymać równowagę. Przyzwyczajona do tej chwilowej ciemności, nie mogła dostosować oka do światła. W końcu opanowana, spojrzała przed siebie.

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 92 - Czas wdrożyć w życie plan.

Minął miesiąc od konfliktu Claire i Felicii. Od tamtego czasu obie dziewczyny nie miały ze sobą kontaktu. Egzekutorka dowiedziała się, że karą zielonowłosej były prace na rzecz strefy, zaś teraz  została zaciągnięta na stałe do armii. Tymczasem nastał kolejny dzień, a z nim narzekania dziewczyny.
-No kurcze! Jak długo będę się męczyć z zakładaniem tej zbroi?! Niby taka wymiarowa, ale ciężko ją założyć!! Choć z drugiej strony lepiej ją mieć na sobie, nie wiem czego mogę się spodziewać na egzaminach...- na chwilę zamilkła - Makaronie, dlaczego milczysz i nie dajesz oznak życia? Czy coś ci się stało? - zapięła ostatni pas i założyła hełm.
Wyszła z pokoju i ruszyła w stronę schodów. Przeszła przez pierwsze niebieskie drzwi i ujrzała Simona.
-Jeszcze tylko trzy dni do egzaminu. Jak samopoczucie?
-Bywało lepiej. Dziś znowu będę walczyć z Carlem, żeby polepszyć swój refleks. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle.
-Z pewnością wszystko będzie dobrze. Uwierz w swoje umiejętności, po za tym nic tak nie daje poczucia bezpieczeństwa jak solidna zbroja. No już, już, my się tu zagadaliśmy, a Carl pewnie czeka  na polu treningowym. Powodzenia. - otworzył drzwi przed dziewczyną.
Młoda egzekutorka przekroczyła próg i ruszyła w stronę pola. Po drodze rozglądała się dookoła i zastanawiała nad wieloma rzeczami.
-Coraz szybciej wstajesz, w końcu poczułaś presję związaną z egzaminami. Mniejsza z tym, wczoraj niezbyt dobrze ci szło, więc dzisiaj musisz się bardzo postarać podczas walki. - oznajmił blondyn i przyjął pozycję gotową do walki, a koło niego pojawiły się różnokolorowe okręgi.
Dziewczyna również przyjęła pozę do walki wręcz, zaś ciało wraz ze zbroją samoistnie płonęły. Ruchy Claire były zdecydowanie o wiele szybsze niż miesiąc temu i w miarę nadążała za chłopakiem. Patrząc z boku na ich potyczkę, wyglądała ona naprawdę bardzo dobrze. Po jakimś czasie, gdy uczennica się zmęczyła, Carl zarządził przerwę. Pierwsza czynnością jakiej dokonała Claire było zdjęcie hełmu, aby zaczerpnąć porządnie świeżego powietrza. Usiadła na trawie i spoglądała w niebo. Minęło pół przeznaczonego czasu na przerwę, gdy dziewczyna nagle coś poczuła. Zerwała się z ziemi i zwróciła się do blondyna:
-Zaraz wrócę, muszę coś sprawdzić. - pobiegła w jednym kierunku jak zahipnotyzowana.
-O co jej chodzi? Tak nagle przypomniało się jej o czymś? -zdziwił się, ale nie zatrzymał dziewczyny.
Podekscytowana egzekutorka biegła w określonym kierunku i nie zwracała uwagi na to, co ją otaczało.
-Nie wiem skąd to uczucie, ale jestem pewna! Być może jesteś na krańcu strefy, ale moja podświadomość wie, że znajdujesz się w niej! Odpowiedz mi Makaronie! - na jej twarzy pojawił się duży uśmiech.
-Claire? Nie wiem czemu, ale z łatwością mogę ciebie teraz usłyszeć. Cieszy mnie to bardzo! Jesteś cała i zdrowa! - nastała chwila ciszy - Kurczę!
-Co się stało? Dlaczego nie dałeś żadnego sygnału? Czy to już się zaczęło? Co mam zrobić?
-Niech to, plan się zmienił! Miesiąc temu chciałem się z tobą skontaktować, ale nie słyszałem ciebie. Później nie miałem już tak dobrej okazji do skontaktowania się. Zmartwiło mnie to, więc poczekałem na odpowiedni moment, gdy nie ma zbyt wielu strażników przy jednej z bram, aby zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku. Wszystko było rozplanowane do ostatniej deski, ale nie mamy już czasu na zwołanie tych, którzy chcieli nam pomóc. Zostałem nakryty i chyba mnie rozpoznali. Tylko ty wiesz gdzie znajduje się nasz kochany przyjaciel. Postaraj się go uwolnić, a ucieczką ja się zajmę. - głos Makarona w myślach dziewczyny zniknął.
-Niech to, tego jedynego dnia, kiedy nie miałam sił na nic... Ten jedyny dzień, w którym nie skontaktowałam się z Makaronem... Najzwyczajniej w świecie zawiodłam! Nie mogę teraz zawieść Makarona! - zaczęła biec w stronę budynku, w którym mieszka - Ta zbroja mnie spowalnia! - jej droga wiodła przez pole treningowe.
Gdy tylko chłopak zauważył swoją uczennicę, powiedział wkurzony:
-Gdzie ty byłaś?! Koniec przerwy, będziesz musiała nieźle nadrobić ten czas, który straciłaś! Słyszysz mnie w ogóle?! Gdzie ty znowu biegniesz?!
Claire zatrzymała się na chwilę, spojrzała na blondyna spokojnym, a zarazem poważnym wzrokiem.
-Nie mam czasu na trening. Nadeszła w końcu ta pora Carl. Nieważne ile czasu mi to zajmie, czekaj na mnie pod głównym budynkiem. Czas wdrożyć w życie moje drugie życzenie, zatem słuchaj uważnie. Na mocy przysługującego mi życzenia wypowiadam te oto znaczące słowa: wariant B. - nie czekała na odpowiedź chłopaka i dalej biegła.
Carl stał chwilę wmurowany, ponieważ nie wiedział, co o tym myśleć. Nie sądził, że może to zrobić tak niespodziewanie.
-Ciekawe, nie powiem. Doczekałem się w tego dnia. Co takiego dziś się wydarzy? - spytał sam siebie z zaciekawieniem.
Tymczasem egzekutorka dobiegła do budynku i w pośpiechu wykonała wszystkie ważne czynności. Wyglądała na zdecydowaną, ale gdy otworzyła niebieskie drzwi i ujrzała w ich progu Simona, jej odwaga zmalała.
-Claire? Czy coś się stało? Zapomniałaś czegoś? Nie wyglądasz najlepiej. 
-Panie Simonie... To już ten czas, czas gdy zamierzam zrealizować swój plan. Nie chcę z panem walczyć, ale muszę zadać to pytanie. Jest pan moim wrogiem czy sprzymierzeńcem? - nastała krępująca cisza.
Mężczyzna zbliżał się do mówczyni powolnymi krokami. Ustał naprzeciwko niej, a ona ani drgnęła.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 91 - Mentalny powrót Claire.

-Claire, Claire! Obudź się! - dziewczyna usłyszała głos nad sobą.
Niechętnie otworzyła oczy i spojrzała na mówcę.
-Pan Simon? Co pan tu robi? - zdziwiła się, widząc go w swoim pokoju.
-Panuję nad pieczęcią w tym budynku, więc to normalne, że mogę w nim chodzić. Strasznie długo nie przychodziłaś, aby udać się na trening. Zachowywałaś się wczoraj dziwnie i chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.
-To miłe z pana strony. Wszystko ze mną w porządku. Po prostu wczoraj niezbyt dobrze się czułam. - uśmiechnęła się szczerze do niego, choć wzrok miała posępny.
-Nie musisz mi się tłumaczyć. Pewnie domyślasz się, że wiem o co chodzi. Mam uszy prawie wszędzie w tym budynku. Jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie musisz, ale jeśli poczujesz taką potrzebę, mogę cie wysłuchać. Po za tym jak twoje rany? - zapytał.
Egzekutorka poczuła ulgę wiedząc, że mężczyzna nie będzie naciskać.
-Nie jest z nimi najgorzej, mogę się swobodnie poruszać.
-Swoją drogą nie musisz się spieszyć. Carl jeszcze nie wyszedł, także nie jesteś spóźniona. - na chwilę zamilknął - Obowiązki wzywają, zatem już idę. - przeniknął przez ścianę w pokoju.
Dziewczyna wstała z łóżka i zaczęła się ubierać.
-Czyżby to był już koniec tych wspomnień? Wątpię żeby coś jeszcze mi się mogło przyśnić... Nie zdziwiło mnie to, że ostatecznie to Carl mnie zabrał, w końcu sam mówił ,,pokazie''  mojej mocy, więc musiał tam być. - wyszła z pokoju - Nie spodziewałam się, że przymuszę moje kochane zwierzątka do walki. Mówiły, że to wszystko nie moja wina, ale tak na prawdę wina leży po mojej stronie... To przeze mnie Klops został uwięziony! Znów dokonałam złego wyboru, poszłam za Felicią w Magicznym Lesie. Myślałam, że to była Eve! Jaka jestem nieostrożna! Ile jeszcze tak poważnych błędów popełnię? - skończyła rozmyślać, gdy podeszła do schodów.
Wykonała wszystko, by znów spotkać się z Simonem.
-Czy Carl jest już na zewnątrz? - zapytała z ciekawości.
-Jeszcze nie, ale zmierza ku wyjściu. Myślę, że będzie miał niezbyt miłą wiadomość dla ciebie, ale lepiej jak on ci wszystko wytłumaczy. - otworzył dziewczynie drzwi i zachęcającym gestem pokazał, aby się pospieszyła.
Claire znalazła się na dworze. Długo nie musiała czekać, na zjawienie się chłopaka.
-To już drugi raz, gdy się nie spóźniasz. Czyżbyś nauczyła się, co to poczucie czasu? - tak zaczął rozmowę z uczennicą.
-Sam powinien się pilnować. Może ciągle się spóźniam, ale on jako nauczyciel powinien być punktualnie. - pomyślała zniesmaczona i zmierzyła jednocześnie blondyna.
-Ho ho, chyba ktoś wstał dziś lewą nogą. Mniejsza o to. Mam ci coś do powiedzenia odnośnie wczorajszej akcji. Byłem rozmawiać z tym przeklętym staruchem, no i ostatecznie uwierzyli, że to wina Felicii. Jestem zadowolony z tego, ale tobie też została narzucona kara i to dość surowa. Każdy kogo uczyłem, miał co najmniej trzy miesiące na przeszkolenie się do egzaminu. Tobie skrócili czas o połowę, licząc od najmniej wymaganego czasu(około dwóch miesięcy), czyli za miesiąc z kawałkiem masz egzamin. Mój plan legł w gruzach! Jak mam niby kogoś takiego jak ty nauczyć w tak krótkim czasie wielu rzeczy?! Nie zamierzam obrywać za twoje beztalencie! - ewidentnie się wkurzył.
-Skrócili czas o połowę? Nie dam rady! Nie ma mowy żebym wygrała w tym pojedynku. Zetną mi głowę lub jeszcze coś gorszego! - pomyślała.
Dziewczyna stała i wysłuchiwała narzekań mentora.

-Witam, czy to ty jesteś Claire? -zapytała się jedna z egzekutorek ubrana dość dziwacznie, jak na tą strefę.
-Tak to ona. - odpowiedział Carl - Właśnie, poznaj kowala w tej strefie. Z racji, że masz niedługo egzamin, przysługuje ci specjalnie dostosowana do ciebie zbroja. Możesz się posłużyć, choć w twoim wypadku nie warto tracić materiału na jej wykonanie. - nie mógł się powstrzymać od docinki.
Egzekutorka nie przejęła się tym, co powiedział blondyn i udała się za kobietą. Przeszły przez prawie całe miasto, zanim doszły do kuźni. Przez całą drogę nic się do siebie nie odezwały. Prawie cały dzień Claire przebywała w tej kuźni. Poczynając od pobrania rozmiarów poszczególnych partii ciała, przez wstępne projekty, a kończąc na dopracowaniu przeróbek, uwzględniając budowę dziewczyny.
-Myślę, że na dzisiaj już skończę. Nie musisz być przy dalszej pracy. Przyjdź za dwa bądź trzy dni, to powinnam skończyć już wszystko. Ach no i nie przejmuj się dzisiejszym treningiem. Jest już dość późno, możesz wrócić do siebie. - powiedziała kobieta, zaś Claire zrobiła to, co oznajmiła.
Przeszła całą drogę z powrotem i nawet nie zorientowała się, kiedy znalazła się w pokoju. Odpoczęła chwilę na łóżku i poszła na obiadokolację. Pozostałą część wieczoru była nieobecna, dopóki nie włączyła ponownie rozmyślanie przed snem:
-Chciałabym dostać jakiś znak od Makarona, może wczoraj jednak chciał się ze mną skontaktować, a ja głupia nie zrobiłam tego? Nie, na pewno zrobi to wkrótce, ale kiedy? Zresztą muszę jeszcze bardziej się starać na treningach, jeśli zamierzam pomóc mojemu psu. Tak, to jest to. Może w 32 lutym byłam bezsilna, ale tym razem będzie inaczej! Nie pozwolę na to, aby kolejna bliska mi osoba, a właściwie stworzenie, przez moją głupotę odeszło w niepamięć! Uratuję go za wszelką cenę! Nie pozwolę żeby wspomnienia, które zyskałam podczas snu, poszły na marne... - po załamaniu spowodowanym jej wspomnieniami, w końcu znalazła coś, co będzie popychać ją do dalszych działań - Swoją drogą dziś będzie mój pierwszy normalny sen od kilku nocy... Ciekawe czy przyśni mi się coś miłego. - niedługo później zasnęła.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 90 - Sen cz.IX

Claire odwróciła się, by zobaczyć kto przybył na pole bitwy.
-A ty nie udawaj, że mnie nie słyszysz! Już ci mówiłem! Pewnego dnia przyjdę po ciebie! - wykrzyknął z dużej odległości do dziewczyny blondyn.
-Carl? Dobrze, że jesteś. Pomóż mi z nim. - odezwała się Felicia.
-Sama jesteś temu winna. Trzeba było nie zabawiać się w swoje chore gierki. Radź sobie sama. - minął zielonowłosą walczącą z Makaronem.
Młoda egzekutorka odwróciła się i szła spokojnym krokiem dalej.
-Fiu fiu. Kogo my tu mamy. Czy to nie Alex? Więc nadal służysz nadprzyrodzonym. - powiedział z cynizmem w stronę kobiety.
-Nie przypominam sobie żebym rozmawiała z takimi szczeniakami. - odpowiedziała, zaś chłopak uśmiechnął się kpiąco i odszedł.
-Claire, no weź! Nie baw się w kotka i myszkę. Nie chce mi się za tobą chodzić. - pojawił się nagle naprzeciwko dziewczyny.
-Czego ode mnie chcesz? - wydawała się nie być zaskoczoną.
-Chodź ze mną.
-Sam sobie idź, najlepiej daleko stąd. - odburknęła. 
-No cóż chciałem po dobroci, ale skoro tak nie chcesz... Pozostaje mi cie przymusić do tego. - Carl uśmiechnął się i zaczął przygotowywać się do walki.
-Kolejny głupiec. - dziewczyna odsunęła się od niego.
Wystawiła ręce na boki. Kastety, które leżały dość daleko od niej zniknęły i pojawiły się na jej wysokości. Ubrała je i była gotowa do walki. Chciała zadać cios chłopakowi, ale ten zgrabnym ruchem ominął go.
-Nawet w tej formie masz zbyt oczywiste ruchy. Niczym prawie się nie różnią od tych, które robiłaś w strefie nadprzyrodzonych.
Pomimo tego, że sam nie używał broni w walce, jego koordynacja ruchowa była wystarczająco dobra, by odeprzeć wszystko, co dziewczyna przygotowała na niego. Widząc brak efektów, zaczęła gromadzić czarną otoczkę wokół własnych dłoni. Carl zdecydowanie wyglądał na rozbawionego niż przejętego tym, co robi. Czerń oplotła jej ręce i zadała najpierw jedna ręką, a potem drugą potężny cios.
-Na to właśnie czekałem. - powiedział blondyn.
Miał on wystawioną rękę przed siebie, a różnokolorowe znaki pojawiły się przed nią. Gdy tylko zetknęły się z dłońmi dziewczyny, czerń zniknęła, a znaki zaczęły powoli przyciągać kastety. Zgrabnym ruchem wyjęła ręce z broni i odskoczyła kawałek.
-No i co, nadal jesteś tak silna czy może zdziwiona? Nie martw się, jeśli nie zrobisz niczego dziwnego, to trochę pobawię się z tobą. Szkoda by było, żeby twoje zwierzęta odzyskały świadomość. Niech Felicia dostanie porządną nauczkę.
Claire wyglądała na niesamowicie wkurzoną. Zaczęła gromadzić czarną aurę jeszcze bardziej niż wcześniej. Powoli pokrywała ją i była obecna wokół ciała. Coraz mniej przypominała egzekutora, lecz dziwną kreaturę. Ociekała czernią tak bardzo, że jedyną cechą jaką można było u niej dostrzec, to dwa czerwone pasma rozchodzące się od jej oczu. Claire czuła jakby mogła tylko wszystkiemu się przyglądać, a władzę nad ciałem sprawowałby ktoś inny.
-A więc nie panujesz już nad tym? Widzę, że cie moc pochłania. Chyba jednak czas by to zakończyć. - powiedział stanowczo.
Koło chłopaka pojawiły się zielone kółka i oczekiwał ataku dziewczyny. W tym samym czasie Makaron i Klops dostali równie wielkiego szału, co można było usłyszeć. Claire ruszyła na niego z wielką siłą. Wbrew pozorom zaatakowała frontalnie. Kółka, które pękły przed chłopakiem, (na skutek silnego zderzenia) zostały zastąpione tymi bardziej oddalonymi od niego. Siła przebicia dziewczyny była tak wielka, że pochłonęła połowę z nich. Widząc, że atak staje się coraz słabszy, część kółek zmieniło swoją barwę. To z kolei spowodowało, że dziewczynie powoli mijał szał, w którym tkwiła. Czarna otoczka zanikała, a egzekutorka powoli oprzytomniała.
-Auć moja głowa. - odezwała się.
-Claire!!! - odwróciła się i widziała dziesięciometrowego Klopsa, który zrobił jeden wielki skok ku niej.
Claire zakręciło się w głowie i już miała spaść, gdy objęło ją ramię Carla. Wszyscy zaprzestali walki i ich uwaga zwróciła się ku blondynowi i dziewczynie.
-Stój demoniczny psie. Zważ na to, że los twojej pani jest teraz w moich rękach. Poddaj się. - wziął półprzytomna z wycieńczenia Claire na ramiona.
-Klopsiku chyba nie zamierzasz tego zrobić! - odezwał się głos Makarona.
Pies skinął znacząco głową do lisa i najprawdopodobniej powiedział coś łącząc się z nim w myślach. Makaron zrobił największy skok w dal jaki potrafił i zniknął. Duży demoniczny pies widząc to, odetchnął z ulgą i zmienił się w poczciwego domowego psa.
-Co ty wyprawiasz Klopsie? Uciekaj tak jak Makaron! Nie rób tego! -  usłyszał cienki głos swojej pani w myślach.
-Jesteś moją właścicielką, więc nie mogę pozwolić by coś ci się stało. - odpowiedział.
-Łapska precz od Claire! - wykrzyknął wracający Matt, po tym gdy eskortował na znaczną odległość swoich przyjaciół.
Dziewczyna spojrzała w stronę nacierającego Matta wraz z Eve i straciła przytomność.

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 89 - Sen cz.VIII

Wszyscy byli zdumieni tak szybką reakcją Claire. Felicia postanowiła chwilę odpocząć, poczekać jak obie egzekutorki zmęczą się wzajemną walką i wtedy zaatakować. Alex zaczęła zadawać kolejne ciosy, a dziewczyna nadążała za nimi. Ze względu, że obie dysponowały podobną siłą fizyczną, dalsza wymiana ciosów nie miała najmniejszego sensu. Starsza egzekutorka oddaliła się kawałek od Claire i wbiła broń w ziemię. Dziewczyna chciała podejść bliżej, ale ptasi dziób ponownie się otworzył i wydobył nieprzyjemny dźwięk.W pierwszej chwili rzuciła broń i zasłoniła uszy.
-Mam cie. - Alex zjawiła się obok niej i zadała dość bolesny cios w brzuch.
Czarnowłosa złapała się za niego, a pułkownik szykowała się na kolejny cios.
-Już po tobie. - zamachnęła się.
-Stop! Niech pani przestanie! Nie chcę żeby pani ją zabiła, tylko powstrzymała i przywróciła do normalności! - kobieta obróciła się i zauważyła Matta biegnącego na nią z mieczem.
Nie mając większego problemu, zatrzymała go.
-Myślisz, że wiem jak ją powstrzymać?! Oczywiście, że nie! Więc pozbycie się jej to jedyne rozwiązanie, zanim narobi więcej szkód!
-Jak może pani tak mówić?! Ktoś na wysokim stanowisku nie powinien tak traktować własnych ludzi! Doskonale pani wiedziała, że biorąc ją do swojej drużyny, mogą wyjść z tego niezłe kłopoty!
-Nie bądź taki mądry chłopcze! - Alex odwróciła się w stronę Claire.
Dziewczyna coś mówiła pod nosem, lecz zbyt cicho by cokolwiek zrozumieć.
-Ona znów coś szykuje, odsuń się. -powiedziała kobieta.

-Nie, bo zrobi pani jej krzywdę! Po za tym, co z pozostałymi?
-Nadal walczą.
-Zostawiła ich pani w boju?! Jak można się tak zachować, przewodząc grupą?! Eve, pilnuj by nic nie stało się Claire, a ja pójdę im pomóc! - wściekł się i pobiegł pełen zapału.
Alex nie zwracała uwagi na to, co zamierza zrobić Matt. Claire widząc kolejne zamachnięcie egzekutorki, wściekła się i stworzyła wokół siebie jeszcze więcej czarnej otoczki. Pułkownik nie chciała ryzykować zetknięciem z czarną aurą i powstrzymała się. Zakazane dziecko wyglądało jakby przyzwyczaiło się do tych straszliwych odgłosów, wydobywających się z broni i przyjęła pozę pokazującą dalszą gotowość do walki.
-Nie wiem co tam mamroczesz pod nosem, ale nie pozwolę ci na wykonanie następnego ruchu. - kobieta otoczyła się srebrną otoczką i chciała zaatakować.
Spostrzegła coś, co rozproszyło jej uwagę. Bandaż czarnowłosej spłonął, a samo znamię na ręku zaczęło mocno się świecić.
-A więc o to ci chodziło! - broń kobiety zniknęła z ziemi i pojawiła się w jej ręku.
Było już za późno. Zarówno Klops jak Makaron pojawili się przed dziewczyną. W chwili ataku dziewczyna wysunęła z ziemi czarną potencjalną tarczę, która ochroniła całą trójkę.
-Claire, co tu się wyrabia? Jesteś zła? Twój charakter na mnie mocno oddziałuje.
-Mój przyjacielu, ona niezbyt wiele rozumie z tego, co do niej mówisz. - powiedział Klops, zanim lis zdążył odwrócić się do swojej pani, aby zobaczyć co się z nią dzieje.
-Na co czekasz? Zamień się w swoją prawdziwą formę i załatw ją. Mam dość tej zabawy. - spojrzała z grozą na psa.
Klops stanowczo sprzeciwiał się, ale napływ negatywnej energii od strony dziewczyny dał o sobie znać i zmienił się w swoją prawdziwą postać. Ten dziesięciometrowy demoniczny zwierzak wyglądał jakby oszalał i sam nie panował nad sobą.
-AAAA! Co tu się dzieje? Czemu on zmienił postać? Niemożliwe.. TO DEMONICZNE ZWIERZĘ!!! - zaczęła krzyczeć spanikowana Olivia.
-Do ataku. - długo nie trzeba było czekać na reakcję, ruszył na Alex.
Oprócz krzyków różowowłosej było można usłyszeć krzyki różnych nadprzyrodzonych i egzekutorów w oddali. Ziemia zaczęła trząść się od podskoków wielkiego demonicznego zwierzęcia.
-A ty na co czekasz? Zmieniaj się i załatw tą, co tam odpoczywa. - powiedziała oschłym głosem do lisa i wskazała palcem na Felicie.
-Obecna Claire nie jest moją panią! Nie zamierzam się ciebie słuchać! - wykrzyknął i z trudem opierał się przemianie w swoją prawdziwą postać.
Niestety długo tak nie wytrzymał i przemienił się. Ze względu na młody wiek, sięgał on zaledwie trzech metrów. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jego postać nie jest jeszcze taka, jaka powinna być w dorosłym stadium. Kolor sierści nic się nie zmienił. Pysk mu się wydłużył i doszło parę kłów, które wystawały ze szczęki. Skóra z części czoła, uszu i grzbietu zaczęła schodzić a w jej miejsce zaczęły pojawiać się ostre kości. Pazury wydłużyły się i skostniały. Oczy stały się puste, ale zarazem zmieniły barwę na zielone. Claire dała tylko znak ręką, a Makaron momentalnie znalazł się obok Felicii. W tym samym momencie na polu pojawił się Matt z pięcioma innymi nadprzyrodzonymi, którzy zaniepokojeni przybyli zobaczyć co się dzieje. Nagłe pojawienie się demonicznych zwierząt oprócz przykucia uwagi spowodowały, że egzekutorzy się wycofali (przez co bez problemu przybyli do pozostałych). Piątka przybyłych ruszyło na ratunek Alex.
-Gdy skończycie, wróćcie do mnie. Mam dość tego na dziś, chodźmy stąd. - powiedziała Claire do zwierząt, odwróciła się i zaczęła się oddalać.
Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem przybyłego Matta.
-Eve, pomóżmy oddalić się Ianowi i Olivii na bezpieczną odległość. Później zajmiemy się Claire. 
-Masz rację. Nie chcę by coś im się stało. - powiedziała z drżącym głosem i paniką w oczach.
-Wierzymy, że słyszysz nas. Poczekaj jeszcze chwilę, z pewnością ci pomożemy. - brązowowłosy zwrócił się ku przyjaciółce. 
Dziewczyna odwróciła wzrok i dalej spokojnie kroczyła naprzód.W jednej chwili misja przerodziła się w pole bitewne, gdzie stawką było zarówno życie przyjaciół jak i własne.
-Zostawić cie tylko na chwilę. Nie sądziłem, że aż tak zawalisz sprawę. Kazałem ci ją przyprowadzić, a nie wdawać się w twoje gierki. 
Claire odwróciła się by zobaczyć kto przybył na pole bitwy.
-A ty nie udawaj, że mnie nie słyszysz! Już ci mówiłem! Pewnego dnia przyjdę po ciebie! - wykrzyknął z dużej odległości do dziewczyny blondyn.

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 88 - Tajemnica 32 lutego rozwiązana.

Claire odzyskała przytomność. Przed sobą widziała Carla. Zaczęła powoli wstawać.
-No wreszcie, wstawaj szybciej! - zdezorientowana dziewczyna wstała.
Wyglądała na zagubioną. Spojrzała przed siebie, gdzie leżała Felicia z dziwnymi, żółtymi znakami na ciele.
-Więc jednak, kłamałaś dzisiaj rano odnośnie tego, że jej nie pamiętasz. Nie mniej jednak nie sądziłem, że wpadniesz w taki szał, jednocześnie doprowadzając ją do takiego stanu. - widać było, że cierpienie zielonowłosej sprawia mu radość.
Czerwonooka chciała dać krok do przodu, ale poczuła doskwierający ból. Spojrzała na siebie i dopiero teraz uświadomiła sobie, że ma znaczne obrażenia z walki, którą toczyła dosłownie przed chwilą. Spojrzała na krew, która ciekła z niektórych miejsc na jej ciele i od razu przypomniała sobie własne wspomnienia. Zaczęła drżeć, myśląc o tym wszystkim. Chciała spanikować, ale przypomniała sobie czym to skutkowało dziesięć lat temu. Starała opanować strach związany z tym, co działo się tego pamiętnego dnia, ale również przed samą sobą.
-A ty co? Ducha zobaczyłaś? - zaśmiał się podle, widząc przerażoną twarz dziewczyny.
Widząc, że nie uzyskał odpowiedzi, kontynuował:
-Ach, no tak... Przecież wróciłaś dopiero ze swoich wspomnień. I co? Jak było? Dużo się tam działo? Słyszałem tylko z opowiadań, że znaleziono dużo martwych ciał. Podobno wszystko było twoją winą, czy to prawda? Nie trzymaj w niepewności. - zaczął ją prześmiewczo drażnić, choć poniekąd interesowała go prawda.
Claire ogarnęła w miarę strach i z trzęsącymi się nogami kroczyła do przodu.
-Nie mam zamiaru z tobą dziś rozmawiać. Jak widzisz, z takimi ranami nie dam rady ćwiczyć, więc pójdę je jakoś owinąć. - o mało co nie przegryzła sobie języka, przez trzęsącą się szczękę.
-Nie pomyliły ci się przypadkiem role? Kto ci pozwolił zarządzać czasem, w godzinach gdy mam cie pod opieką? Po za tym... Sądzisz, że ta wasza bójka nie będzie miała żadnych konsekwencji? Zaraz pewnie przyjdzie ten nieznośny egzekutor i... - przez drzwi budynku ktoś wyszedł.
Znaki z ciała Felicii zniknęły i odzyskała władzę nad ciałem.
-Kurdę, muszę być miłym w stosunku do niego, inaczej przez nią (wzrok powędrował w stronę Claire, która stanęła) będę miał kłopoty za niesubordynację ucznia... - Carl syknął pod nosem, odwrócił się i udawał bardzo uprzejmego, w stosunku do egzekutora idącego w ich stronę.
-Och kogo my tu mamy. Zjawił się pan szybciej niż sądziłem.
-Co tu się dokładnie stało? Słyszałem, że ktoś się bił. To one? - wskazał palcem na dziewczyny.
-Tak. - odpowiedział stanowczo.
-Carl, to twoja uczennica! Gdzie ty byłeś, że doszło do tego?! Po za tym, kto to wszystko zaczął?! - staruszek emanował złością.
-Musiałem załatwić parę spraw i nie dopilnowałem czasu, ale za to wiem kto to zaczął. To Felicia, sama przed chwilą się przyznała, że to ona rzuciła się na moją uczennicę. - powiedział spokojnym tonem, ale w duchu cieszył się z wkręcenia dziewczyny w podstęp.
-Co?! Ja?! To ona się rzuciła na mnie! Przestań kłamać Carl! - oburzyła się.
-Widzi pan? W dodatku nawet wobec mnie jest agresywna. Nigdy tak się nie zachowywała, ale wyszło jaka jest naprawdę. - udawał dalej niewiniątko.
Claire stała i tylko przyglądała się całej sytuacji. Na rękach Felicii pojawiły się kajdanki. Mężczyzna spojrzał na nich wszystkich i rzekł:
-Idziesz ze mną. Odprowadzę cie do sali rozpraw. Wy dwoje poczekajcie tu na mnie. Zaraz wrócę do was z medykiem. - chwycił dziewczynę za kajdanki i ruszyli w stronę budynku.
Zielonowłosa przeklinała Carla, a staruszek zarzucił dumne spojrzenie i zniknęli przed drzwiami do budynku.
-Dlaczego to zrobiłeś? To była moja wina... - to były jedyne słowa, które zdołała wydobyć w tej sytuacji. 
-Co ty sobie wyobrażasz?! Nie wiesz, że takie rzeczy załatwia się dyskretnie?! Nie zamierzam przez ciebie wpadać w kłopoty, więc to logiczne, że skłamałem! Z drugiej strony jest mi to nawet na rękę, już od dłuższego czasu miałem ochotę pozbyć się niej, a sama nie da się wybronić, jeśli zaczną napierać na nią z pytaniami. - uśmiechnął się triumfalnie.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale poczuła dwie aury, które pojawiły się przed budynkiem. Staruszek wrócił z asystą w postaci młodej kobiety. Podeszli do nich.
-Opatrz tę dziewczynę. Carl, idziesz ze mną, musimy omówić parę spraw. - zmierzył go wzrokiem i oboje ruszyli z powrotem do budynku.
Kobieta kazała usiąść dziewczynie i zaczęła leczyć ją rękoma. Po skończonej czynności, zawinęła  (już nie takie głębokie) rany, których nie zdołała na poczekaniu uleczyć. Czerwonooka kiwnęła tylko głową na znak podziękowania. Medyk poszedł w stronę miasta, zaś dziewczyna bez słowa wróciła na ławkę. Czekała na powrót Carla.
-Czy to, co widziałam naprawdę działo się dziesięć lat temu...? To straszne, niezależnie jak się na to patrzy... Gdybym tylko nie pobiegła za Mattem i poczekała jak wróci z tłumu. - patrzyła pustym wzrokiem przed siebie.
Dużo myślała nad tym, co przed chwilą ujrzała. Jej rozważania przeszły na temat dziwnego mężczyzny, który podszedł do niej i Matta.
-Jak on w ogóle nazywał się? Wilk, ale jaki? Szary, siwy? Stary Wilk... - gdy wypowiedziała jego przezwisko w myślach, uświadomiła sobie coś ważnego - To o nim najprawdopodobniej mówił pan William w lochach. Nadprzyrodzony, który wszczął bunt, uciekł do Magicznego Lasu, a zarazem ktoś kto zna całą prawdę... Skoro wie wszystko... Czy to jego widziałam z lampą przed tym, gdy straciłam przytomność? To nie istotne, przez niego obwiniali nas za rzekomy bunt, którego dokonał! Gdyby nie on, sprawy potoczyłyby się może inaczej! - z początku czuła ogromny żal do mężczyzny, ale górę wzięła jej bezsilność i bezradność w zaistniałej sytuacji.
Wiedziała, że nie może cofnąć czasu i zmienić wszystkiego. Siedziała i myślała nad tym wszystkim. Wielu egzekutorów wchodzili i wychodzili niebieskimi drzwiami, w które była tak zapatrzona. Nie miała rachuby czasu, dopóki powiew wieczornego wiatru nie poczochrał jej włosów. W miarę oprzytomniała i zrozumiała, że Carl dziś już nie przyjdzie. Weszła przez pierwsze niebieskie drzwi.
-Claire, stało się coś? Wyglądasz na nieprzytomną? Czemu tak późno wracasz?
-Nic się nie stało, straciłam poczucie czasu. - dziewczyna spojrzała na niego i delikatnie się uśmiechnęła.
-Niech no ja tylko dorwę tego świrniętego dzieciaka (w domyśle Carla) ! Już mu mówiłem, że niech tylko spróbuje coś tobie zrobić, to nie będzie zbyt przyjemnie! - mężczyzna bardzo się wkurzył.
-Naprawdę to nic takiego. Nie mam ochoty rozmawiać o tym, czy mógłby pan mnie przepuścić? - rycerz, widząc minę dziewczyny, zrozumiał, że mówi prawdę i przepuścił ją.
Gdy tylko wyszła, udała się do pokoju. Chwyciła co musiała i poszła zażyć kąpieli. Wycierając swoje ciało, spojrzała na znamię, które znajduje się na klatce piersiowej. Czaszka będąca podstawą znamienia, była znacznie pęknięta. Część niej, jak również zębów, które znajdowały się wewnątrz, najzwyczajniej zniknęło.
-Czyli jednak... Mama to na mnie nałożyła, żebym nie pamiętała tego, co się wtedy wydarzyło. Nie sądziłam, że kiedyś użyje swojej mocy zakrzywiania rzeczywistości na mnie, aby zmienić wspomnienia...- spojrzała raz jeszcze na znamię i zaczęła się ubierać -Odzyskałam wspomnienia, więc znaczna część zniknęła. Tylko czemu jeszcze znajduje się na moim ciele? Czyżby chroniła mnie przed  moją mocą? To by wyjaśniało jej powolny rozpad za każdym razem, gdy czułam jak coś przejmowało nade mną kontrolę, jak miało to miejsce chociażby na egzaminach. Jak dużo energii we mnie wtłoczyła, skoro aż dziesięć lat zachowała się bez żadnego uszkodzenia? Czy gdyby nie zrobiła tego, przeżyłaby...? - chciała dalej kontynuować, ale ktoś zniecierpliwiony dobijał się do wspólnej łazienki.
Wyszła i poszła do pokoju. Spojrzała na siebie w lustrze ze smutkiem w oczach. Chwilę tak stała. Podeszła do łóżka i położyła się na nim.
-Ach no tak... Jeszcze jakby tego było mało, wrócę do wspomnień z dnia, gdy wzięto mnie do tej strefy. Czy ja wtedy znów straciłam całkowitą kontrolę? Czy będę wszystko pamiętać, odtwarzając sny? Powinnam spróbować nawiązać kontakt z Makaronem, ale na pewno dziś się nie odezwie, tak jak przez te parę dni. Jeśli raz tego nie zrobię, nie powinno nic się stać. - długo się męczyła, aż w końcu zasnęła.