Po zadanym pytaniu przez dziewczynę, Simon zbliżał się do mówczyni powolnymi krokami. Ustał naprzeciwko niej, a ona ani drgnęła.
-Jestem strażnikiem budynku, ale zarazem twoim przyjacielem. To ty mi
uświadomiłaś ogromną przepaść pomiędzy czasami, w których żyłem a tym, co
jest teraz. Na początku byłem sceptycznie nastawiony do twojej osoby, ale wraz z poznaniem ciebie, moje zdanie na twój temat się zmieniło. Byłaś cały czas ze mną szczera, przyznałaś się nawet do knutego planu. Moja praca jest bardzo ważna, ale skoro egzekutorzy w tych czasach są wręcz nie do poznania, wybieram przyjaźń niż obowiązek. Zatem moja odpowiedź brzmi, że jestem sprzymierzeńcem. - na znak potwierdzenia swoich słów, z jego ciała zniknęła zbroja.
Dziewczyna zdziwiła się, ponieważ była przekonana, że Simon wybierze obowiązek pilnowania pieczęci.
-Haha, wyglądasz na zszokowaną, choć to nie miejsce ani czas na dumanie. Czas z pewnością cie ponagla, więc pozwól, że teraz ja ci zadam pytanie. Co mogę uczynić dla ciebie?
Dziewczyna oprzytomniała i odpowiedziała:
-Gdyby mógł pan... Proszę przenieść mnie do lochów, w miejsce przebywania mojego kochanego zwierzaka.
-Mogę cie tam wysłać, ale z konkretną lokalizacją może być ciężko. Mój przyjaciel... Gdy widział mój sprzeciw więzienia niewinnych egzekutorów... Postanowił, że będę tam eskortować wszystkich, ale władzę nad tym miejscem będzie miał tylko król. Jeśli cie tam wyślę, musisz liczyć się z szybką reakcją teraźniejszego króla. Postaram się go jakoś przytrzymać, aby nie wszedł do lochów, choć nie gwarantuję, że na odległość nie będzie ci utrudniać w dostaniu się do tego miejsca. - przed mężczyzną pojawiły się czarne drzwi.
-Czarne? - pomyślała.
-Nie wiem jak wygląda to miejsce, czy dużo się zmieniło czy też nie, także uważaj na siebie. -otworzył je przed Claire.
-Panie Simonie, jeśli mogę mieć jeszcze jedną prośbę...
-Słucham, o co chodzi?
-Jakiś czas temu dałam panu oko mojego brata, czy mogłabym prosić je z powrotem, gdy wrócę z lochów?
-Oczywiście, że tak. Bez dwóch zdań należy do kogoś z twojej rodziny, więc to zrozumiałe, że chcesz mieć jej przy sobie.
-Zanim je otrzymam... W moim pokoju, a dokładniej w poszewce od poduszki... Znajduje się naszyjnik, który neutralizuje oddziaływanie między mną a okiem.- chwilę się zawahała- Wiem, że to może nie najlepsza pora, ale mogę panu powiedzieć powód jego odzyskania. Carl założył się ze mną i przegrał, a moją wygraną są trzy życzenia i... - nie zdążyła dokończyć.
-No już, nie gadaj tyle! Pomyśl o swoim lisie na zewnątrz, nie każ mu tyle czekać na siebie! Wszystko już rozumiem. Zrobię to, o co mnie prosisz, ale już idź! - uśmiechnął się do dziewczyny i jak miał to w zwyczaju, popchnął ją w nieznaną przestrzeń, która na nią czekała za drzwiami.
Claire chciała jeszcze coś powiedzieć, ale jedyne co widziała to ponownie uzbrojonego Simona, który właśnie zamykał przed nią drzwi. Nie wiedząc, co może ją czekać, zamknęła oczy i odwróciła się w stronę lochów.
-Kurde jak tu jest ciemno! Nic tu nie ma, poza wąskim korytarzem! Gdyby nie moje oczy egzekutorki, które w miarę przyzwyczaiły się do ciemności, nie byłabym w stanie się poruszać. Czy ten korytarz ma jakikolwiek koniec? A może pan Simon mnie oszukał i wysłał w zupełnie inne miejsce? Co mnie czeka na końcu?
Z początku szła i zachowywała się czujnie, ale nie widząc żadnej oznaki, sugerującej koniec tej przechadzki, zaczęła biec.
-Nie wiem co to za miejsce, ale muszę się natrudzić, żeby dojść do tego konkretnego miejsca. Kurczę, jeszcze tego brakowało! -zatrzymała się.
Korytarz rozszerzył się znacznie, a przed jej oczami pojawiło się rozwidlenie dróg. Były trzy korytarze. Bez wchodzenia do któregoś z nich, dziewczyna starała się zobaczyć co kryje się w nich, ale bezskutecznie. Nie zastanawiając się długo, weszła do pierwszego po lewej. Pech chciał, że przeszła zaledwie parę kroków i trafiła na ślepy zaułek. Szybko się wycofała i wybrała kolejny. Tym razem po kilku krokach zauważyła światło.
-Czyżby tutaj, w tej strefie lochy są dość jasną przestrzenią? Zaraz sprawdzę, gdzie tak na prawdę jestem! - chciała dać pierwszy krok na nowym terytorium, ale zorientowała się, że wpadłaby w przepaść.
Zdołała utrzymać równowagę. Przyzwyczajona do tej chwilowej ciemności, nie mogła dostosować oka do światła. W końcu opanowana, spojrzała przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz