-Jak długo zamierzasz jeszcze rozmawiać?
-Jeszcze chwila. -powiedziała.
-Że co?! -ale dziewczyna nie zwróciła uwagi na to co mówił brat bo była skupiona na Williamie.
Czekała na odpowiedź. Starzec podszedł do Claire widząc, że tej robi się
smutno. Przytulił ją do siebie i zaczął szeptać:
-Moje drogie dziecko, pierwszej części obietnicy nie mogę na 100 % obiecać, ale postaram się, co do drugiej to obiecuję. Muszę ci powiedzieć, że polubiłem ciebie. Pierwszy raz w życiu poczułem jakbym miał wnuczkę. Jeśli z naszego układu nic nie wyjdzie, poszukaj w Magicznym Lesie plemię
o nazwie Stare Wilki. Jest w nim nadprzyrodzony, mój dobry przyjaciel, który
często miał tu warty. Z wielu przyczyn zbuntował się ze swoją grupą i
opuścili nasza Strefę. Powiedz mu, że przychodzisz ode mnie. On również zna prawdę.
-Długo to ma jeszcze trwać?! - mówi zniecierpliwiony Rafael.
-Ach...Mam ci jeszcze tyle rzeczy do powiedzenia, ale czas mnie goni.
Na koniec chcę cię poprosić abyś poszła na grób i przekazała dobre słowo ode mnie do mojego dobrego przyjaciela Jacka. Żegnaj. - odepchnął dziewczynę od siebie.
-Jak wygląda ten mężczyzna z plemiona? Jack? Znał pan mojego ojca?
Mężczyzna już nie odpowiedział a Rafael ciągnął dziewczynę za rękę.
Claire uległa bratu i tylko machała na pożegnanie. Gdy tylko mężczyzna
zniknął z pola widzenia miała pełno myśli.
-Jak mam znaleźć tego mężczyznę, po za tym w której części lasu ich plemię ma swój obóz? W dodatku skąd znał mojego ojca?
-Hej odezwij się. Wszystko w porządku?- zapytał
-Ach, wybacz zamyśliłam się. Wszystko w porządku.
Szli
w milczeniu prawie cała drogę. Już dochodzą do wyjścia. Dziewczyna
rzuciła smutne spojrzenie w stronę lochów i wyszła z budynku. Na
zewnątrz czekała na nią ciotka wraz z przyjaciółmi. Pierwsza rzuciła się na nią ciotka.
-Moje dziecko co oni ci zrobili!
-Wszystko w porządku, przecież nie mam nawet zadrapania....
-Nie byłabym tego taka pewna.
-Już, spokojnie! -odciągnęła od siebie ciotkę.
Rose, Ian i Olivia zaczęli czule witać swoją przyjaciółkę. Dziewczyna miała już dość tych czułych powitań. Ogarnięta wieloma uczuciami szła wraz ze wszystkimi w stronę domu. Po drodze gdy mijali cmentarz, zatrzymała się. Wszyscy zdziwili się gdy weszła na jego teren. Pewnym krokiem szłą w stronę masowego pochówku, gdzie wypisani są między innymi jej rodzice. Pozostali dogonili Claire.
-Co ty wyrabiasz? -spytał się Ian.
-Czemu zadajesz takie głupie pytania? Chyba widzicie, że przekazuję dobre intencje mojemu ojcu.
-Czemu akurat teraz? Chyba nigdy nie zrozumiem twojej logiki...
Wszyscy czekali w milczeniu jak dziewczyna skończy rozmawiać ze swoim ojcem(w Strefie Nadprzyrodzonych mało kto wierzy w Boga jak to jest w przypadku ludzi. Wierzą, że po śmierci idąc na grób bliskiej osoby można połączyć swoją duszę z osobą zmarła i rozmawiać z nią). Po jakimś czasie dziewczyna odchodzi waz ze wszystkimi.
-Dotrzymałam obietnicy panie William. -pomyślała.
Podczas powrotu do domu nie było chwili bez rozmów. Wszyscy wypytywali się dosłownie o wszystko, ale dziewczyna o niektórych rzeczach nie wspominała. Zajęta rozmowami przestała myśleć o sprawach najbardziej istotnych dla niej. Uradowana widokiem własnego domu szybko wbiegła do niego. Ku jej zdziwieniu jej zwierzęta jakby nic przywitały ją.
-Coś jest nie tak? -spytała Rose.
-Jak one tu się dostały?
-Aaa no tak. Szczerze mówiąc nikt nie wie. Wszyscy byli zajęci twoją sprawą a to, że zwierzęta wróciły zauważyliśmy po jakimś czasie.
-Rozumiem...
Wszyscy weszli do domu. Stół już był zastawiony, tylko ciotka podgrzała parę dań. Zasiedli do stołu i zaczęli jeść. Claire wygłodniała przez małe racje żywnościowe, pierwsza nałożyła sobie to co chciała. Wszyscy byli zadowoleni. Dzień powoli dobiegał końca. Domownicy pożegnali wszystkich a sami powoli przygotowywali się do snu. Dziewczyna poszła do łazienki gdzie zmieniła bandaż oraz umyła się. Przyszła do swojego pokoju gdzie jej futrzaki grzały jej miejsce na łóżku. Zmęczona położyła się.
-Tyle rzeczy się wydarzyło w zaledwie tydzień...Tyle informacji chociażby od samego pana Williama. Po pobycie w więzieniu zmieniłam swój światopogląd... Zawsze wydawało mi się, że bycie wojownikiem to zaszczyt tak jak wszyscy mówią, dlatego też tego pragnęłam. Jeżeli nasz rząd ustala takie okrutne zasady to myślę, że czas na zmiany. Od teraz nie będę dążyć do bycia lepszej od brata dla własnej satysfakcji, ale aby zmienić te rygorystyczne zasady. Może nie wiem zbyt wiele na temat pana Williama czy samej struktury rządzenia, ale sądzę, że takie postępowanie nie jest dobre. Chwila, jak się dobrze zastanowić... Pokonanie brata nie będzie zbyt łatwe - jakim cudem w zaledwie dwa tygodnie dostał pozwolenie na zejście do lochów a w kilka godzin wydostał mnie z niego? Inteligencja? Nie sądzę, on i rozum...- w tym momencie spojrzała na rękę.
-No i co? Ostatecznie nie wiem kto był złodziejem książki, czemu ona tam się znalazła a tym bardziej nie dowiem się co to za kontrakt...
Jeszcze długo dziewczyna rozmyślała nad tym co działo się przez te dwa tygodnie. Po pewnym czasie poszła spać tak jak Rafael i ciotka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz