Gdy Matt opowiedział cała sytuację, w której się znajdowali, Claire musiała dojść do siebie po takim szoku. W jej myślach przewijały się różne scenariusze jej dalszych losów. Niektóre były dość drastyczne inne wręcz ociekały optymizmem. Dzień mijał a patrol nie przynosił żadnych efektów. Słońce powoli zaczęło się chować i rozpoczął się najtrudniejszy okres dla tych młodych nadprzyrodzonych. Nocą pole widzenia jest ograniczone zatem trzeba rozbić obóz w lesie. Niektóre plecaki, które dostali były wyposażone składanymi namiotami więc je rozłożyli. Zbudowali ognisko na środku. Zaczęło się... Nadzieja, że nikt ich nie zaatakuje nocą, kto wie co może się czaić za pobliskim drzewem.
-Tak właściwie to ile dni ma trwać ten patrol? - spytała się Claire.
-Mówili, że do trzech dni choć mogą dać międzyczasie inne rozkazy. Widzę, że masz jedną dość głęboką ranę(otrzymaną podczas egzaminów), bandaż przebija krew. - odezwała się jedna z 3 dziewczyn w grupie.
-Cóż bywa... I tak myślałam, że gorzej się ten egzaminy skończą dla mnie.
-Chodź do mnie, opatrzę ci to na nowo. Wybacz za mą śmiałość ale jestem wyznaczona na medyka tej grupy i zamierzam jak najlepiej spełnić powierzone mi zadanie.
-Niech ci będzie. -podeszła z obojętnością.
Dziewczyna zmieniła opatrunek żółtookiej po czym obie dołączyły do kolacji przed ogniskiem. Podczas wspólnego biesiadowania wszyscy ustalili grafik zmiany warty. Claire wypadła dzisiejsza noc natomiast Mattowi kolejna. Obrady się skończyły i większość udała się do namiotów. Przygotowana na wszystko niebieskowłosa dziewczyna objęła wartę z pozostałą dwójką.
-Niesamowite, dopiero teraz uświadomiłam sobie jak ważne jest rozpoznawanie wszystkich aur. Czuję duże skupisko naszej wspólnej aury i mam nadzieję, że tak pozostanie do rana. Nikt z nas nie miał styczności z nocnymi stworami dlatego nie wiemy czego się spodziewać. Na pierwszym roku zajęć pamiętam, że nauczyciel trzymał w klatkach pojedyncze dziwne stwory dzięki czemu pamiętam aurę większości z nich. Nocne potwory... Czemu o nich się nie uczyliśmy? Aż tak trudno je zidentyfikować czy po prostu nie przewidzieli takiej sytuacji jak ta?
Napięcie było niesamowite, każde poruszenie się drzewa nawet spadający liść powodował, że wartownicy momentalnie byli w gotowości do wszystkiego. Oczywiście rozmawiali ze sobą często przez co atmosfera czasami rozluźniała się. Noc minęła spokojnie. Nazajutrz przy wspólnym śniadaniu cała 10 rozmyślała nad trasą patrolu. Po ustaleniu wszystkiego zaczęli zbierać swoje rzeczy, pakować plecaki i ruszyli. Emocje towarzyszyły wszystkim podczas dzisiejszego patrolu. Szli zwartą grupą osłaniając siebie nawzajem. Zdarzyło się, że zbyt bardzo koncentrowali się na otoczeniu i nie zauważali prostych przeszkód(jak kamień na trasie). W takich momentach dziewczyna-medyk miała swoje pięć minut. Po około 3 godzinach marszu, zrobili krótką przerwę. Wszyscy wykorzystywali ten czas w własny sposób. Pozostało jeszcze 10 minut przerwy zatem Claire oddaliła się kawałek za potrzebą.
-Poczekajcie chwilę, zauważyłam tam(wskazała palcem) dość rzadką roślinę która przyda się mi bardzo. - powiedziała ich medyczka.
-Niech ci będzie. W sumie to jakieś 200 metrów dalej. -odezwał się jeden z chłopaków.
Dziewczyna zaczęła biec w stronę rośliny z wielkim zapałem.
-Ta aura... Nie podoba mi się to. -pomyślała żółtooka.
Gdy wróciła Claire, zamurowało ją. Stała kilka metrów dalej niż pozostali. Jej oczom objawił się Makwia(mierzy około 3 m, jest szary, wygląda jakby był sam w sobie galaretą a wyglądem przypomina przerośniętego człowieka). Precyzyjnie wymierzył w dziewczynę trzymającą kwiatka. Nim ktokolwiek się zorientował, głowa ich medyczki leżała dużo dalej niż tułów.
-Co za debil pozwolił pójść jej samej?! To jest medyk a nie wojownik, ona nie potrafiła walczyć! Sami dobrze o tym wiecie! - wykrzyknęła Claire ale nikt nie odezwał się.
W czasie gdy dziewczyna wydzierała się na pozostałych, potwór nie tracił czasu i zamachnął się na nią. Nie wiedziała co zrobić bo straciła czujność a Makwia był już zbyt blisko. Poczuła tylko jak ktoś ją chwycił i pociągnął, dzięki czemu uniknęła spotkania się z wielką maczugą.
-Co ty wyrabiasz głupku?! Jeśli ci życie miłe to walcz! - odezwał się jej znajomy głos, był to Matt.
W ich lekkich plecakach, w których znajdować się mialy tylko najpotrzebniejsze rzeczy znajdowały się składane namioty. Zabawnie jakby nie były składane tylko takie gotowe namioty. Hym... fajnie mieli :D jak na obozie letnim.
OdpowiedzUsuńHym... Makwia wygląda jakby... a wyglądem przypomina... I po to ten nawias?
Trochę nadużywasz słowa "żółtooka". Z jednej strony ułatwia to zapamiętanie barwy jej tęczówek, z drugiej po kilku rozdziałach zapominam jak ona miała na imie XD. Nie n, żartuje. Po prostu tak ładnego imienia trzeba częściej używać. Co inne jakby za często się powtarzało, choć jak czytam czasem książki, dochodzę do wniosku, że w tym jednym wypadku nie jest to błędem.
Zawsze lepiej namioty niż spanie w szałasie xDD
UsuńKażdy ma fetysz - niektórzy nadużywają imienia a ja tęczówek :P