piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 27 - Patrol cz.II

Jej wzrok skierował się ku Mattowi, który odciągnął ją od Makwi. Potwór podjął ponowną próbę skrzywdzenia Claire lecz tym razem nie zdążył, gdyż pozostała 7 nie stała bezczynnie i zaatakowała.
-Co wy robicie?! Jak będziecie atakować na oślep to nic to nie da! - wykrzyknęła przyglądająca się wszystkim żółtooka.
Makwa jest często spotykanym potworem(na szczęście zazwyczaj chodzi pojedynczo a nie w grupach). Jest silny dzięki swojemu rozmiarowi oraz elastyczny. Dzięki galaretowatej konsystencji potrafi rozczłonkować się. Niebieskowłosa widząc zmagania pozostałej 7(widać było, że oszczędzają energię na pozostałe dni patrolu) chciała im pomóc. Pobiegła w ich stronę i zaczęła zbierać energię na wydobycie broni. Za nią pobiegł Matt, który w ekspresowym tempie wydobył swój miecz.
-Niepoważna jesteś czy co? Bez broni na przeciwnika? Zachowujesz się ja dziecko. -powiedział Matt.
- Odezwał się dorosły... Zresztą co cie to obchodzi? Robię to na co mam ochotę! - przyśpieszyła.
 Nim się obejrzała było już po wszystkim. Poradzili sobie bez większego problemu.Zdziwiła się choć z drugiej strony się cieszyła. Niestety nie obyło się bez ran(3 osoby doznały lekkich zadrapań zaś jedna osoba ma 2 dość głębokie rany). Nie zważając na nic każdy starał się pomóc tej jednej osobie. Znając tylko trochę zasady pierwszej pomocy zrobili prowizoryczny opatrunek.
-Pytam się po raz drugi, który był taki mądry żeby pozwolić aby medyk oddalił się od grupy?! - znów nikt nie odpowiedział.
-Ach tak?! Jak sobie chcecie! - powiedziała zbulwersowana.
W tym całym zamieszaniu nie wiadomo z jakich przyczyn zniknęło ciało biednej martwej dziewczyny. Cała grupa nie traciła czasu i udała się dalej, tym razem wszyscy milczeli. Kolejny dzień minął i znów to samo: namioty ognisko i narada(choć tym razem bardziej burzliwiej).
-Żal mi tej dziewczyny, gdybym na chwilę się nie oddaliła to może udałoby mi się ją uchronić? Po za tym ciekawa jestem czemu Makwa w tym obszarze się pojawił, zazwyczaj był na terytorium bardziej na wschód... Nie mam nic przeciwko misji i doskonale wiem, że muszę być przygotowana na takie widoki jak dzisiaj ale... Eh...-rozmyślała Claire przed snem.
Długo trwało zanim zasnęła ponadto dręczyły ją koszmary. Słyszała w nim krzyki, obudziła się cała spocona.
-Uff to tylko koszmar... 
-Aaaaaa!!! - było słychać głosy na zewnątrz.
-Ta aura... Nie podoba mi się to! - ubrała momentalnie buty i wybiegła na zewnątrz.
Ognisko było zgaszone przez co nic nie widziała. Wiedziała, w którym mniej więcej miejscu się znajduje i puściła tam swój ogień. Jej obawy były słuszne. Dwie osoby leżały rozszarpane(nie dało się ich zidentyfikować). Jej wzrok przeniósł się na trzecią osobę(również leżącą lecz nie rozszarpaną) i podbiegła do niej. Przekręciła ciało i zauważyła, że jest to Matt.
-Hej! Nie rób sobie ze mnie żartów! Wstawaj! - zaczęła krzyczeć do niego.
-Czy on w ogóle żyje? Zaraz.. Co tu właściwie się stało?! Czuję jakąś dziwną aurę unoszącą się wszędzie... - pomyślała.
-Och a więc to ty jesteś tą osobą, kto by pomyślał... - usłyszała głos przed sobą ale nie mogła dostrzec kto to.
-Kim jesteś, gdzie jesteś?!
-Hahaha. Nie martw się. Chłopak, który jest zaraz przy tobie jeszcze żyje, nie zdążyłem go wykończyć.
-Ukaż swe oblicze tchórzu! - wrzasnęła zdenerwowana po czym wstała.
-Z przyjemnością, z chęcią poznam osobę tak bliską naszej czarnej owcy w rodzinie.
-Czarnej owcy z rodziny? O kogo mu chodzi? - dziewczyna czekała z niecierpliwością na ukazanie się sprawcy.
Czujnie obserwowała całe terytorium spodziewając się najgorszego. Ku jej zdziwieniu ukazał się bokserek.
-Ach, gdzie moje maniery. Witam nazywam się Szynka i jestem starszym bratem znanego ci Klopsa.
-Starszy brat Klopsika?! Jesteś demonicznym zwierzęciem?! - powiedziała ze zdziwieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz